piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 5: Nocne igraszki


     Położyłam Pirata na biurku w biurze. Tak, nazwałam go Pirat, no bo jak inaczej? Przecież nie Fox, bo będzie za bardzo podobne do Foxy’ego, a jak on się do wie, to nie oszczędzi mi zbędnych ripost. Jeszcze pomyśli sobie nie wiadomo co, a ja wolę unikać takich rzeczy.
     Dochodziła już godzina pierwsza, a mnie jeszcze nic nie spotkało. Żadnych dźwięków, żadnych niechcianych gości, jedynie raz zabrakło prądu, ale szybko wrócił. Od dobrej godziny nie sprawdzałam kamer, więc przyszła na to pora.
     Jak zwykle, aby zrobić na złość Foxy’emu, ominęłam jego Piracką Zatoczkę. Skończyłam na składziku, gdzie były części dla animatroników i generator. Zatrzymałam się tam na dłuższą chwilę. Wyraźnie widziałam jakiś ruch, ale postać była bardzo niewyraźna i niekształtna. Wstałam, zmrużyłam oczy i zaczęłam wpatrywać się w wielką plazmę nad biurkiem - próbowałam jakoś wyłonić z nich postać. Czyżby jednak to nie była taka nudna praca? Ktoś się jednak włamał? Jeżeli tak, to mam przechlapane, bo niczego nie słyszałam. Coś jednak w tej postaci było nie tak. Jeszcze bardziej zaczęłam się przyglądać, aż wreszcie rozpoznałam kto to taki. Zbladłam. Automatycznie zbladłam. Czym prędzej usiadłam i wyłączyłam ekran. Schowałam twarz w dłoniach.
     Tam nie było żadnego włamywacza, tylko Chica… i Bonnie. I oni… no chyba każdy wie, co robi kobieta i mężczyzna w składziku, z dala od innych! Jak o tym pomyślałam, moja twarz z pobladłej zaczęła palić żywym ogniem z zawstydzenia. Za co muszą spotykać mnie takie rzeczy?! Nie ma nic gorszego, jak przyłapanie kogoś na tym. Dobrze, że przynajmniej oni nie wiedzą, bo wtedy chyba by mnie oboje rozszarpali. I na szczęście moc generatora mam prawie pełną.
     - Przejmujesz się. Raz ich prawie dzieciaki nakryły - usłyszałam Foxy’ego.
     Nie zastanawiając się, zamknęłam drzwi. Do moich uszu doszedł nikły dźwięk jego śmiechu.
     - Zamykasz się, aby móc w spokoju sobie to pooglądać? Hahaha! Masz rację, to lepsze, niż niemieckie porno, w dodatku na żywo.
     Dlaczego on musi być taki walnięty?!
     Wtedy rozniósł się charakterystyczny dźwięk padnięcia generatora. To niemożliwe! Miałam osiemdziesiąt pięć procent! Z głupią miną wpatrywałam się w czarny monitor. Do biura prawie w podskokach wpadł Foxy. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Położył rękę i hak na moich barkach.
     - Widać, że zmienili pozycję i przez przypadek wyłączyli generator. Będziesz musiała tam iść - wyszeptał mi rozbawiony do ucha.
     Momentami naprawdę mam ochotę wziąć ten jego rudy łeb i kilka razy przywalić pięścią! Widać, że trzeba będzie się targować.
     Westchnęłam ciężko i okręcając się na fotelu, siedziałam na wprost niego. Poważnie patrzyłam na jego rozbawiony uśmieszek.
     - Idź tam za mnie, proszę - dodałam nawet „proszę”! To już coś, prawda?!
     - Nie ma tak łatwo, skarbie. Nawet ja nie chcę im przerywać. Osobno rozwścieczeni jakoś mi nie przeszkadzają, ale we dwójkę to już inna sprawa. W ogóle nie cierpią, gdy im się przerywa, w szczególności, gdy dopiero zaczynają.
     - Zaczynają? To ile to potrwa?
     - Zaczęli dziesięć minut temu, więc zajmie im to jeszcze jakieś dwie godziny.
     - To chyba jakieś żarty! Nie mogli iść do łazienki?!
     Foxy wzruszył ramionami, a ja prawie wpadłam w panikę i paranoję.
     - Jeżeli pójdziesz tam za mnie i włączysz ten generator, to powiem ci jak mam na imię - powiedziałam poważnie.
     Przechylił głowę i intensywnie się we mnie wpatrywał. Widać, że bardzo skrupulatnie analizował moją propozycję.
     - Zgoda, pod warunkiem, że doprowadzisz mnie do drzwi.
     - Nie za dużo wymagasz, piracie? - syknęłam naprawdę rozwścieczona. - Jak chcesz, to możesz przekonać się, że rozwścieczona Chica i Bonnie to nic w porównaniu ze mną.
     - Albo to, albo nic. Wybieraj. Zawsze sama możesz wejść do środka.
     - Ugh! Niech ci będzie. Idziemy - wstałam.
     Foxy szedł zaraz za mną. Zacisnęłam mocno pięści i szłam na przód, w duchy modląc się, abym nie weszła w żadną ścianę. Tak naprawdę nic nie widziałam. Przez poprzedni brak prądu wszystko się wyłączyło i nie było komu włączyć. Widać, że animatroniki nie mają problemu z widocznością w ciemnościach.
     Ale oczywiście, jak to zawsze bywa, los szykuje nam zawsze to, czego tak bardzo nie chcemy - musiałam wejść w tą cholerną ścianę i na dodatek wpaść w Foxy’ego. Złapałam się na nos, który chyba najbardziej ucierpiał z tego wszystkiego.
     - Czy ty nawet chodzić nie umiesz? - westchnął.
     - Łatwo ci mówić! Ja nic nie wiedzę, nawet czubka własnego nosa! - syknęłam, przecierając nos.
     - To dlaczego nic nie powiedziałaś, co? Gdybym wiedział, w życiu bym cię nie puścił pierwszą. Złap mnie za rękę.
     - Nie będę cię łapać za rękę!
     - Zawsze mogę złapać cię za tyłek i tak prowadzić, jak chcesz.
     Nic nie odpowiadając, przylgnęłam do całej jego ręki. W razie czego wolałam mieć pewność, że nie zrobi czegoś głupiego. Szliśmy wolno, ze względu na mnie oczywiście.
     Po wejściu do wielkiej sali widziałam już wszystko. Wprawdzie było ciemno, ale nie aż tak jak w korytarzu, tutaj przynajmniej były jakieś okna, więc zawsze trochę wpadało tego blasku księżycowego. Puściłam pirata i skierowaliśmy się w stronę składziku. Z odległości około dwóch metrów od zamkniętych drzwi było już słychać głośne jęki. Skrzywiłam się z niesmakiem. Nie chciałam tego widzieć w rzeczywistości. Na pewno nie!
     Foxy mrugnął do mnie i wszedł do środka. Przystępując z nogi na nogę, czekałam z niecierpliwością. Nie przestawali, nawet gdy Foxy ich zagadną.
     - Przesuńcie swoje spocone ciała, wyłączyliście generator, geniusze - rzucił całkowicie poważnie. Chyba pierwszy raz słyszałam w jego głosie taką stanowczość i… rozkaz.
     Nie czekałam długo na reakcję. Zaraz usłyszałam dźwięk silnika.
     - Bonnie, weź się spręż, przecież ona zaraz zaśnie - rzucił rozbawiony na odchodne.
     - Wypierdalaj - syknął tylko filetowy.
     Rudy zachichotał i wyszedł. Odprowadził mnie do biura, w którym - na moje cholerne nieszczęście! - został w nim.
     - No, a teraz twoja kolej.
     - Nazywam się Andrea - rzuciłam przewrotnie.
     - Pokaż jakiś dokument, możesz blefować.
     Przewróciłam oczami, ale wyciągnęłam i pokazałam mu, skrupulatnie zasłaniając palcem nazwisko. Jeszcze tego by mi brakowało, aby znał moje nazwisko! Jeszcze jakimś sposobem dowiedziałby się, gdzie mieszkam. Chociaż… Kto mógł przynieść mi tego pluszaka, bardzo dziwne.
     - No dobra, teraz ci wierzę - wyprostował się po skrupulatnym przyglądaniu się mojemu dowodowi. - Mogę mówić ci And?
     - Nie - powiedziałam stanowczo, na co zrobił smutną minę. Jakoś wcale mnie to nie ruszało. Zawsze byłam odporna na te słodkie, małe rzeczy jak kociaki czy pieski. No, może prócz tego posranego liska, którego dostałam wczoraj rano. Ten to od razu podbił moje serce, nie ma co.
     - No to skoro przed nami jeszcze trzy godziny, to może poznamy się bliżej, co? - czy ten walnięty lis nie myśli o niczym innym?! Powiedzieć takiemu natrętowi nie, to będzie chciał jeszcze bardziej. Gorzej niż z dziećmi!
     Dzieci? O kurde! Moja siostrzenica za niedługo ma urodziny! A ja nie mam dla niej żadnego prezentu!
     Foxy musiał zauważyć, że krążę myślami gdzieś daleko, gdyż usiadł na fotelu i zaczął intensywnie się we mnie wpatrywać. Olałam go i mimowolnie spojrzałam na Pirata, Foxy zauważył to i także tam spojrzał. Wysoko uniósł brwi i parsknął śmiechem.
     - Hej, skarbie, o czym tak myślisz?
     - O prezencie.
     - Dla kogo? Dla mnie?
     - Po moim trupie! - oburzyłam się. Jak on mógł pomyśleć, że chcę mu kupić prezent? Tylko idiota wpadłby na taki głupi pomysł.
     - Ech… Jak zwykle budujesz dookoła siebie ogromny mur nie do pokonania. Idę stąd. W szczególności, że jesteś niezwykle zajęta - Foxy podniósł pluszaka i spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się wesoło. - Ładne widoczki - mruknął.
     - Mówiłeś coś? - zmarszczyłam brwi. Zupełnie nie słyszałam, czy coś mówił do mnie.
     - Co? Ach, nic. Po prostu podziwiałem tego pluszaka, który…
     Przerwał i westchnął, widząc, że już go nie słucham, a obracam się to w jedną, to w drugą stronę rozmyślając nad prezentem.

     Po powrocie do domy spojrzałam na telefon. Siostra wysłała mi SMS’a, że przyjedzie jutro. Cudownie. Czyli spotkanie jest dzisiaj. Będę musiała spać tylko pięć godzina, aby przygotować się na to.
     Jutro jest kolejny dzień…


Rozdział następny: Rozdział 6: Nocne kłopoty
Rozdział poprzedni: Rozdział 4: Nocny obiad

1 komentarz: