Położyłam
Pirata na biurku w biurze. Tak, nazwałam go Pirat, no bo jak inaczej? Przecież
nie Fox, bo będzie za bardzo podobne do Foxy’ego, a jak on się do wie, to nie
oszczędzi mi zbędnych ripost. Jeszcze pomyśli sobie nie wiadomo co, a ja wolę
unikać takich rzeczy.
Dochodziła
już godzina pierwsza, a mnie jeszcze nic nie spotkało. Żadnych dźwięków,
żadnych niechcianych gości, jedynie raz zabrakło prądu, ale szybko wrócił. Od
dobrej godziny nie sprawdzałam kamer, więc przyszła na to pora.
Jak
zwykle, aby zrobić na złość Foxy’emu, ominęłam jego Piracką Zatoczkę.
Skończyłam na składziku, gdzie były części dla animatroników i generator.
Zatrzymałam się tam na dłuższą chwilę. Wyraźnie widziałam jakiś ruch, ale
postać była bardzo niewyraźna i niekształtna. Wstałam, zmrużyłam oczy i
zaczęłam wpatrywać się w wielką plazmę nad biurkiem - próbowałam jakoś wyłonić
z nich postać. Czyżby jednak to nie była taka nudna praca? Ktoś się jednak
włamał? Jeżeli tak, to mam przechlapane, bo niczego nie słyszałam. Coś jednak w
tej postaci było nie tak. Jeszcze bardziej zaczęłam się przyglądać, aż wreszcie
rozpoznałam kto to taki. Zbladłam. Automatycznie zbladłam. Czym prędzej
usiadłam i wyłączyłam ekran. Schowałam twarz w dłoniach.
Tam
nie było żadnego włamywacza, tylko Chica… i Bonnie. I oni… no chyba każdy wie,
co robi kobieta i mężczyzna w składziku, z dala od innych! Jak o tym
pomyślałam, moja twarz z pobladłej zaczęła palić żywym ogniem z zawstydzenia.
Za co muszą spotykać mnie takie rzeczy?! Nie ma nic gorszego, jak przyłapanie
kogoś na tym. Dobrze, że przynajmniej oni nie wiedzą, bo wtedy chyba by mnie
oboje rozszarpali. I na szczęście moc generatora mam prawie pełną.
- Przejmujesz
się. Raz ich prawie dzieciaki nakryły - usłyszałam Foxy’ego.
Nie
zastanawiając się, zamknęłam drzwi. Do moich uszu doszedł nikły dźwięk jego
śmiechu.
-
Zamykasz się, aby móc w spokoju sobie to pooglądać? Hahaha! Masz rację, to
lepsze, niż niemieckie porno, w dodatku na żywo.
Dlaczego
on musi być taki walnięty?!
Wtedy
rozniósł się charakterystyczny dźwięk padnięcia generatora. To niemożliwe!
Miałam osiemdziesiąt pięć procent! Z głupią miną wpatrywałam się w czarny
monitor. Do biura prawie w podskokach wpadł Foxy. Uśmiechnięty od ucha do ucha.
Położył rękę i hak na moich barkach.
-
Widać, że zmienili pozycję i przez przypadek wyłączyli generator. Będziesz
musiała tam iść - wyszeptał mi rozbawiony do ucha.
Momentami
naprawdę mam ochotę wziąć ten jego rudy łeb i kilka razy przywalić pięścią!
Widać, że trzeba będzie się targować.
Westchnęłam
ciężko i okręcając się na fotelu, siedziałam na wprost niego. Poważnie
patrzyłam na jego rozbawiony uśmieszek.
-
Idź tam za mnie, proszę - dodałam nawet „proszę”! To już coś, prawda?!
-
Nie ma tak łatwo, skarbie. Nawet ja nie chcę im przerywać. Osobno rozwścieczeni
jakoś mi nie przeszkadzają, ale we dwójkę to już inna sprawa. W ogóle nie
cierpią, gdy im się przerywa, w szczególności, gdy dopiero zaczynają.
-
Zaczynają? To ile to potrwa?
-
Zaczęli dziesięć minut temu, więc zajmie im to jeszcze jakieś dwie godziny.
- To
chyba jakieś żarty! Nie mogli iść do łazienki?!
Foxy
wzruszył ramionami, a ja prawie wpadłam w panikę i paranoję.
-
Jeżeli pójdziesz tam za mnie i włączysz ten generator, to powiem ci jak mam na
imię - powiedziałam poważnie.
Przechylił
głowę i intensywnie się we mnie wpatrywał. Widać, że bardzo skrupulatnie
analizował moją propozycję.
-
Zgoda, pod warunkiem, że doprowadzisz mnie do drzwi.
-
Nie za dużo wymagasz, piracie? - syknęłam naprawdę rozwścieczona. - Jak chcesz,
to możesz przekonać się, że rozwścieczona Chica i Bonnie to nic w porównaniu ze
mną.
-
Albo to, albo nic. Wybieraj. Zawsze sama możesz wejść do środka.
-
Ugh! Niech ci będzie. Idziemy - wstałam.
Foxy
szedł zaraz za mną. Zacisnęłam mocno pięści i szłam na przód, w duchy modląc
się, abym nie weszła w żadną ścianę. Tak naprawdę nic nie widziałam. Przez
poprzedni brak prądu wszystko się wyłączyło i nie było komu włączyć. Widać, że
animatroniki nie mają problemu z widocznością w ciemnościach.
Ale
oczywiście, jak to zawsze bywa, los szykuje nam zawsze to, czego tak bardzo nie
chcemy - musiałam wejść w tą cholerną ścianę i na dodatek wpaść w Foxy’ego. Złapałam
się na nos, który chyba najbardziej ucierpiał z tego wszystkiego.
-
Czy ty nawet chodzić nie umiesz? - westchnął.
-
Łatwo ci mówić! Ja nic nie wiedzę, nawet czubka własnego nosa! - syknęłam,
przecierając nos.
- To
dlaczego nic nie powiedziałaś, co? Gdybym wiedział, w życiu bym cię nie puścił
pierwszą. Złap mnie za rękę.
-
Nie będę cię łapać za rękę!
-
Zawsze mogę złapać cię za tyłek i tak prowadzić, jak chcesz.
Nic
nie odpowiadając, przylgnęłam do całej jego ręki. W razie czego wolałam mieć
pewność, że nie zrobi czegoś głupiego. Szliśmy wolno, ze względu na mnie
oczywiście.
Po
wejściu do wielkiej sali widziałam już wszystko. Wprawdzie było ciemno, ale nie
aż tak jak w korytarzu, tutaj przynajmniej były jakieś okna, więc zawsze trochę
wpadało tego blasku księżycowego. Puściłam pirata i skierowaliśmy się w stronę
składziku. Z odległości około dwóch metrów od zamkniętych drzwi było już
słychać głośne jęki. Skrzywiłam się z niesmakiem. Nie chciałam tego widzieć w
rzeczywistości. Na pewno nie!
Foxy
mrugnął do mnie i wszedł do środka. Przystępując z nogi na nogę, czekałam z
niecierpliwością. Nie przestawali, nawet gdy Foxy ich zagadną.
-
Przesuńcie swoje spocone ciała, wyłączyliście generator, geniusze - rzucił całkowicie
poważnie. Chyba pierwszy raz słyszałam w jego głosie taką stanowczość i…
rozkaz.
Nie
czekałam długo na reakcję. Zaraz usłyszałam dźwięk silnika.
-
Bonnie, weź się spręż, przecież ona zaraz zaśnie - rzucił rozbawiony na
odchodne.
-
Wypierdalaj - syknął tylko filetowy.
Rudy
zachichotał i wyszedł. Odprowadził mnie do biura, w którym - na moje cholerne
nieszczęście! - został w nim.
-
No, a teraz twoja kolej.
-
Nazywam się Andrea - rzuciłam przewrotnie.
-
Pokaż jakiś dokument, możesz blefować.
Przewróciłam
oczami, ale wyciągnęłam i pokazałam mu, skrupulatnie zasłaniając palcem
nazwisko. Jeszcze tego by mi brakowało, aby znał moje nazwisko! Jeszcze jakimś
sposobem dowiedziałby się, gdzie mieszkam. Chociaż… Kto mógł przynieść mi tego
pluszaka, bardzo dziwne.
- No
dobra, teraz ci wierzę - wyprostował się po skrupulatnym przyglądaniu się
mojemu dowodowi. - Mogę mówić ci And?
-
Nie - powiedziałam stanowczo, na co zrobił smutną minę. Jakoś wcale mnie to nie
ruszało. Zawsze byłam odporna na te słodkie, małe rzeczy jak kociaki czy
pieski. No, może prócz tego posranego liska, którego dostałam wczoraj rano. Ten
to od razu podbił moje serce, nie ma co.
- No
to skoro przed nami jeszcze trzy godziny, to może poznamy się bliżej, co? - czy
ten walnięty lis nie myśli o niczym innym?! Powiedzieć takiemu natrętowi nie,
to będzie chciał jeszcze bardziej. Gorzej niż z dziećmi!
Dzieci?
O kurde! Moja siostrzenica za niedługo ma urodziny! A ja nie mam dla niej
żadnego prezentu!
Foxy
musiał zauważyć, że krążę myślami gdzieś daleko, gdyż usiadł na fotelu i zaczął
intensywnie się we mnie wpatrywać. Olałam go i mimowolnie spojrzałam na
Pirata, Foxy zauważył to i także tam spojrzał. Wysoko uniósł brwi i parsknął
śmiechem.
-
Hej, skarbie, o czym tak myślisz?
- O
prezencie.
-
Dla kogo? Dla mnie?
- Po
moim trupie! - oburzyłam się. Jak on mógł pomyśleć, że chcę mu kupić prezent?
Tylko idiota wpadłby na taki głupi pomysł.
-
Ech… Jak zwykle budujesz dookoła siebie ogromny mur nie do pokonania. Idę stąd.
W szczególności, że jesteś niezwykle zajęta - Foxy podniósł pluszaka i spojrzał
mu w oczy. Uśmiechnął się wesoło. - Ładne widoczki - mruknął.
-
Mówiłeś coś? - zmarszczyłam brwi. Zupełnie nie słyszałam, czy coś mówił do
mnie.
-
Co? Ach, nic. Po prostu podziwiałem tego pluszaka, który…
Przerwał
i westchnął, widząc, że już go nie słucham, a obracam się to w jedną, to w
drugą stronę rozmyślając nad prezentem.
Po
powrocie do domy spojrzałam na telefon. Siostra wysłała mi SMS’a, że przyjedzie
jutro. Cudownie. Czyli spotkanie jest dzisiaj. Będę musiała spać tylko pięć
godzina, aby przygotować się na to.
Jutro
jest kolejny dzień…
Zapraszam: http://zycie-niespodzianki.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń