piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 4: Nocny obiad

     Rozciągnęłam się przeciągle, wstając z łóżka. Trzeba było przygotować się do pracy. O nie! Jeżeli zaraz nie wyjdę, to się spóźnię! Trudno, będę musiałam zamówić sobie coś do jedzenia do pracy. Chyba nikt się nie obrazi. W tempie błyskawicznym ubrałam się, umyłam, wzięłam torbę i wybiegłam z mieszkania. Na miejscu znalazłam się, gdy właśnie dzienny strażnik wyszedł z lokalu i zaczął się za mną rozglądać. Pomachałam mu, na co uśmiechnął się, kiwnął głową i poszedł. Wpadłam do lokalu zdyszana, zamknęłam drzwi na klucz, poszłam potem zamknąć te dla personelu, włączyłam generator i zaparzyłam sobie półlitrowy termos kawy. Widząc, że animatroniki pobudziły się już do życia, prześlizgnęłam się do mojej strażnicy i tam usiadłam wygodnie przed biurkiem. Postrzelałam chwilę palcami, po czym sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam po jakieś jedzenie. Patrzyłam w kuchni i dzisiaj wyjątkowo nic nie zostało.
     Akuratnie dzisiaj, kiedy jestem głodna, w kuchni niczego nie ma, toż to skandal! Oparłam się o fotel, gdy zauważyłam coś żółtego po mojej prawej. Wytężyłam wzrok, ale nic z tego nie wyszło. Zaświeciłam światełko i sto razy szybciej zasunęłam drzwi. Chica rozbawiona jak głupia nastolatka zaśmiała się do okna i uciekła.

     Szybko przejrzałam kamery i zauważyłam, że poszła pochwalić się Bonnie’mu i Freddy’emu. W ogóle Foxy to chyba jakiś aspołeczny jest, bo nigdy nie widzę go razem z innymi, zawsze tylko mnie zaczepia albo siedzi w swojej Pirackiej Zatoczce. Wkurzające. Zadzwonił do mnie telefon. Moje zamówienie właśnie dotarło, więc jeszcze raz szybko przeleciałam po wszystkich kamerach, aby upewnić się, że mogę zniknąć na pół minutki.
     Szybko wróciłam, nic się nie stało, więc było ok. Zaczęłam zajadać pyszne skrzydełka kurczaka na ostro. W samą porę, bo aż mnie zaczął boleć brzuch z głodu. Odłożyłam na chwilę mój kubełek, wytarłam palce o chusteczkę i obejrzałam kamery. Cholerna Chica zaczęła zakradać się w moją stronę na paluszkach, super, jakby nie wiedziała, że mam kamery do dyspozycji. Zachichotała pod moimi drzwiami, zaświeciłam lampkę, spojrzałam na nią obojętnie i nacisnęłam guzik do zamykania drzwi. Uśmiechnęłam się nerwowo - guzik nie działał. Chica jeszcze szerzej się uśmiechnęła i przeszła przez próg. Białe zęby zalśniły, aż widziałam w nich swoje odbicie. Myśl, Andrea, myśl! Ponownie zaburczało mi w brzuchu.
     Kocham cię, mój ty żołądeczku! Sięgnęłam po kubełek i wciągnęłam go w stronę Chici.
     - Masz może ochotę na skrzydełka kurczaka? - automatycznie uśmiechnęłam się sympatycznie.
     Chica odskoczyła do tyłu, zaczęła krzyczeć i uciekła z płaczem. Hm… Naprawdę bardzo, ale to bardzo dziwne. Przecież ja chciałam być tylko miła i sympatyczna. Musiałam, po prostu musiałam zobaczyć to na kamerze!
     Blondynka wybiegła z korytarza, dłońmi zasłaniała oczy, wyraźnie płakała. Wpadła prosto na Bonnie’go, który przez chwilę stał zdezorientowany, a potem przytulił ją troskliwie i pogłaskał po głowie. Ta dwójka na sto procent kręci ze sobą, jestem o tym przekonana! Foxy w końcu coś wspominał, że Chica jest zajęta. Może chodzi z Bonnie’m? Hm… To by nawet pasowało.
     W sali ze sceną zrobił się mały zgiełk. Chica wymachiwała rękami jak oszalała i pewnie tłumaczyła Bonnie’mu i Freddy’emu, co się stało. O dziwo nawet Foxy się pojawił i słuchał wszystkiego z wielkim zainteresowaniem, gdy fioletowo włosy podszedł do dziewczyny-kurczaka i przytulił ją mocno. Gdy skończyła, Foxy już dosłownie leżał na ziemi i turlał się ze śmiechu. Jak to komicznie wyglądało! Nie wspomnę, że nawet w biurze słyszałam jego śmiech.
     Wyłączyłam ekran. Dość się napatrzyłam, a generator jest słaby, w związku z czym zostało mi pięćdziesiąt dziewięć procent, a jest dopiero wpół do pierwszej. Wzruszyłam ramionami, wyłożyłam nogi na blat i chwyciłam moje skrzydełka.
     Po zjedzeniu odłożyłam na bok opakowanie i wróciłam do monotonii swojej pracy. Pierwsza w kolejności była sala i, kolejne zdziwienie, wszyscy tam byli. Zmarszczyłam czoło. Każdy siedział w innej części sali. Byli bardzo poważni i spokojni. Każdy jakby z niepokojem wpatrywał się w swojego sąsiada. Jedynie Chica siedziała przy stole z zwieszoną głową. Coś mi tutaj nie pasowało.
     Wyłączyłam ekran, wzięłam latarkę i cicho zakradłam się korytarzem do sali. Zatrzymałam się przy końcu korytarza, nie chciałam tam wchodzić, tylko dyskretnie podpatrzeć, co się święci. Było dokładnie tak, jak na kamerze. Grobowa cisza, w powietrzu wyczuwałam napiętą atmosferę, coś niespotykanego. Wiele razy w książkach czytałam zwrot „powietrze było tak gęste, że było można kroić je nożem”, wówczas pierwszy raz doświadczyłam tego na własnej skórze. Nie dało się oddychać, znagla wszystko cię przytłaczało, nawet ciężko było się ruszyć. Zastygłam w tej pozycji, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
     Przyłapał mnie na tym Foxy, który dla uspokojenia własnych nerwów rozejrzał się po pomieszczeniu. Zobaczył mnie. Nasze spojrzenia się spotkały, dyskretnie rozejrzał się, czy nikt nie podąża jego wzrokiem, po czym wrócił do mnie i poważnie pokręcił głową. Wiedziałam, że daje mi znak, abym poszła stamtąd. Nie trzeba było mi nic więcej.
     Siedziałam w biurze, pogrążona w swoich myślach, do godziny piątej pięćdziesiąt. Dopiero wtedy zawitał do mnie Foxy, sam nie wykazywał dzisiaj ochoty do żartów, a ja zamyślona przegapiłam okazję zamknięcia się. Zrobił to za mnie - pozamykał wszystkie drzwi.
     I właśnie wtedy ryknął potężnym śmiechem. Złapał się ściany i nie mógł się powstrzymać, nawet w jego oczach pojawiły się łzy, co mnie bardzo zdziwiło. Roboty nie płaczą. Prędzej raczej jakiś olej mógłby mu wypłynąć z oczy, ale nie czyste, słone łzy. Z tymi animatronikami jest coś nie tak…
     - Kobieto, ten pomysł ze skrzydełkami był zajebisty! - wypowiedział pomiędzy jednym a drugim wybuchem śmiechu. - Chica była tak wstrząśnięta, że przez pół nocy nie mogła dojść do siebie. Hahaha!
     Westchnęłam głośno. Jakoś mi w tej sytuacji nie było do śmiechu. Mam tylko nadzieję, że nie doczekam się odwetu.
     - A właśnie - Foxy wyraźnie uspokoił się, lecz ten uśmiech pozostał na jego twarzy - nigdy nie pytałem cię o imię. Zdradź mi je.
     - Zapomnij! Tak się składa, że nie mówię obcym mojego imienia bez powodu - odwróciłam głowę na bok.
     - Och, oczywiście. I pewnie dlatego w ogóle nie masz znajomych.
     A temu co znowu chodzi po tej głowie?!
     - N… nie prawda! Mam znajomych - powiedziałam ciszej.
     - Aha! Jąknęłaś się, to znaczy, że ma rację!
     - A właśnie, że się mylisz! Mam znajomych, po prostu przez pracę nie mam czasu się z nimi zbytnio spotykać, ale utrzymujemy dobre relacje! - naskoczyłam na niego, podniósł ręce w geście poddańczym.
     - Ok, ok.
     Wesoła melodyjka rozbrzmiała po całej restauracji. Otworzyłam drzwi i wyszłam, Foxy ruszył za mną. Wyłączyłam generator, widząc, że animatroniki wróciły na swoje miejsce. Lisiasty zrobił to samo.

     Po powrocie włączyłam telewizor i leniwym ruchem kciuka przełączałam kolejne kanały. Nie było nic ciekawego, więc poszłam coś zjeść. Jajka. Właśnie na to miałam ochotę i aż zachichotałam pod nosem. W takiej sytuacji Chica pewnie dostałaby zawału serca. Dobrze jej tak! Niech nauczy się, że ze mną się nie zadziera i nie obchodzą mnie żadne jej „widzi mi się”!
     Po zjedzeniu zaczęłam przygotowywać sobie ciuchy do spania. Niestety, takie nocki trzeba odsypiać w dzień. Już miałam zamknąć się w łazience, gdy ktoś zapukał. Otworzyłam drzwi, przy okazji poprawiając się, abym nie wyglądała jak oszołom. Już chciałam powiedzieć „słucham”, gdy okazało się, że za drzwiami nikogo nie było. Uśmiechnęłam się pod nosem. Dzieci potrafią robić naprawdę głupie i bezsensowne rzeczy. Cofnęłam się do mieszkania, gdy spostrzegłam na wycieraczce małe pudełko, takie około trzydzieści na trzydzieści centymetrów. Wzruszyłam ramionami i wzięłam je do środka.
     Rozpakowałam w kuchni. W masie „piankowych” trocin znajdował się pluszak. Mały, czerwony lisek z rozłożonymi rękami i nogami, prawe oko miał zasłonięte jakby piracką opaską i było mu widać dwa kły. Parsknęłam śmiechem. Był naprawdę słodki i zdawał się być uśmiechnięty.
     Było w nim coś znajomego, więc od razu mi się spodobał. Poczułam, jakbyśmy się znali od dłuższego czasu. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, więc wzięłam go do łazienki.
     Ech… Gdybym wtedy wiedziała, że to kolejny animatronik, nigdy bym go nie wzięła, a tym bardziej zabrała ze sobą do łazienki…
     No cóż, jutro jest kolejny dzień.


Rozdział następny: Rozdział 5: Nocne igraszki
Rozdział poprzedni: Rozdział 3: Koszmarna noc

2 komentarze:

  1. Hej, wpadłam dziś na twoje opowiadanie :)
    Bardzo fajnie piszesz, przejrzyście i prosto. Bez zbędnych opisów.
    Ale mam jedno pytanie: jak właściwie wyglądają u ciebie animatroniki? Bo z opisów wynika, że jak ludzie, ale w trakcie także dodajesz teksty w stylu: on jest robotem. Pogubić się można.
    Tylko do tego bym się przyczepiła :P
    A tak poza tym to chętnie wrócę tutaj jeszcze, bo kocham FNAF'a i opowiadania :D
    Czekam na nowy rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem pod wrażeniem, że nie ma tutaj tylu opisów, bo zawsze ich nawalam nie wiadomo ile xdd.
      Jeżeli chodzi o aniamtroniki, to oni tylko z zewnątrz wyglądają jak ludzie, a w środku to roboty, mają mechanizmy i tak dalej.

      Usuń