niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział 18: Nocne wspomnienia

      Obudziłam się dość wcześnie, o dziwo wypoczęta i w bardzo dobrym humorze. Ostatnio coraz dotkliwiej odczuwałam moją depresję, ale teraz jakby wszystko ręką odjął. Może to dlatego, że spotkałam Marionetkę? Może dał mi nijaką nadzieję, że on żyje? Nie wiem. Jedyne czego jestem pewna to tego, że pierwszy raz od roku świat jest naprawdę piękny.
      Zatańczyłam dookoła stołu z Piratem, po czym zjadłam śniadanie (a może raczej kolację), odłożyłam go i zaczęłam się ubierać. Włożyłam na siebie mundur, wzięłam latarkę i telefon. Myślę, że nic więcej mi się nie przyda, więc spokojnie mogłam wyjść. Zamknęłam starannie dom na klucz i ruszyłam do pracy.
      Zamknęłam za sobą drzwi domu strachów. W nocy był o wiele gorszy niż w dzień, ale nie zwracałam na to uwagi. Zdążyłam przyzwyczaić się do takich klimatów już rok temu. Ale oczywiście, jak to gdy mam dobry humor (albo okres) to nie dam sobie w kaszę napluć, dlatego dzisiaj nie miałam zamiaru patyczkować się z Springtrapem. Dałam już mu trochę ulg w wcześniejszych nocach, ale na tym się skończyło. Ja nie będę sobie włosów z głowy wydzierać, bo temu zachciało się rozlewu krwi. Nie ze mną te numery.
      Usiadłam przed biurkiem. Królik stał w miejscu i kompletnie się nie ruszał, co było bardzo dziwne, ale za to na kamerze obok zauważyłam przechadzającego się spokojnie Marionetkę. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, bo widziałam jak idzie w moim kierunku. W sumie bardzo mnie to ucieszyło, bo ostatnimi czasy nie mam się nawet do kogo odezwać. Z Marionetką będzie zawsze inaczej, zawsze raźniej.
      Zanim zdążyłabym powiedzieć "noc", Marionetka znalazł się przy mnie, melodyjnym głosem oznajmujący mi, że dzień jest dobry. Spojrzałam na niego jak na wariata, po czym sama się zaśmiałam. Teraz to ja jego sprowokowałam do tego, aby myślała, że to ja jestem wariatką.
      - A tobie humorek się poprawił, czy co?

      - Można tak powiedzieć. Obudziłam się dzisiaj z takim uśmiechem i jest mi z tym dobrze - uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
      - Myślę, że byłby z ciebie zadowolony.
      - Kto?
      - Foxy. Założę się, że bardzo przeżywałaś to wszystko. Gdy cię wczoraj zobaczyłem, to pomyślałem, że uleciało z ciebie życie, ale dzisiaj widzą zupełnie co innego. Fajnie widzieć dawną ciebie - Marionetka uśmiechnął się do mnie sympatycznie.
      - Dzięki, ale to tylko dzisiaj. Do tej pory naprawdę byłam bez życia. Foxy był... pierwszym, który mnie zainteresował.
      - Nie mam z nim szans, prawda? - spytał Marionetka cicho.
      Spojrzałam na niego niepewnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.  Dlaczego musiał się oto spytać? To nie było pytanie retoryczne. Czułam w powietrzu, że oczekuje odpowiedzi.
      - Marionetka... Ja... dużo przeżyłam i nie mam teraz ochoty na jakikolwiek związek. Szczególnie, że ja...
      - Masz nadzieję, że on żyje? - dokończył za mnie, nie wiedziałam jak mam to odebrać.
      - Sama w to nie wierzę, ale chyba tak. Ja to czuję, że on żyje, że gdzieś jest i czeka na mnie.
      Marionetka uśmiechnął się do mnie delikatnie. Chciałam go pocieszyć, naprawdę chciałam to  zrobić, ale nie potrafiłam i nie mogłam. Nie mogłam dać mu jakiekolwiek nadziei na to, że kiedyś będziemy razem. Wątpię czy po tym wszystkim będę z kimkolwiek, jestem w strasznej depresji i nie chciałabym, aby ktoś widział mnie w takim stanie codziennie i jeszcze musiał ze mną żyć.
      Usiadłam przed monitorem i zaczęłam sprawdzać kamery. Springtrapa znalazłam niemal na samym końcu budynku. Był odwrócony do kamery plecami, więc nie wiedziałam, co tam robi. Jednak wyglądał, jakby nad czymś pracował. Chciałam poprosić Marionetkę o to, by poszedł tam i sprawdzić, co się dzieje, ale nie chciałam go teraz o nic prosić. Nie chciałam z nim teraz nawet rozmawiać.
      Podrapałam się po karku i zaczęłam sprawdzać dalej, ale nic się nie działo! Zatrzymała się na kamerze, gdzie był, nie miałam nic innego do roboty, a także innego wyjścia. Wreszcie wyprostował się, najwyraźniej skończył swoje coś tam. Pomału odwrócił się w moją stronę, z perfidnym uśmieszkiem na twarzy. Nie podobało mi się to. Przeszły mnie ciarki od stup aż do głowy, co rzadko się zdarzało - to był mój szósty zmysł, że szykuje się coś niedobrego.
      Dobrze mi się zdawało. Springtrap zbudował sobie nauszniki. Przeklęłam siarczyście. Przecież teraz nie będę już jak miała go zatrzymać! Już po mnie, jak nic.
      Królik założył nauszniki i pomału zaczął się do mnie zbliżać. Przełknęłam ślinę i zaczęłam się rozglądać dookoła. Stwierdziłam, że siedzenie w miejscu nic mi nie da.
      Wyszłam z mojego pomieszczenia i udała się korytarzem w bok, przez co powinnam się wyminąć z tym potworem. Być może po drodze spotkam Marionetkę, to on mnie jakoś obroni. Nie biegłam, mogłam przez co zostać zdemaskowana z powodu zbyt głośnego przemieszczania się. Zaraz? Przecież on ma nauszniki!
      Nie czekając ani chwili dłużej, zaczęłam biec. W sumie zrobiłam ogromne kółko i wyszło na to, że zza rogu miałam pogląd na plecy Springtrapa. A po Marionetce ani śladu. Złocisty wszedł do mojego pokoju, ale zaraz z niego wyleciał, wyraźnie rozjuszony. Jego oczy były czerwone i zdawał się dyszeć jak byk.
      - Nie uciekniesz mi! Znajdę cię, choćbym miał rozwalić całe to miejsce!
      Ruszył w moją stronę, ale na szczęście nie zauważył mnie. Zaczęłam spierdalać najszybciej jak tylko mogłam. On mnie zabije. To tak oczywiście jak to, że niebo jest niebieskie. Już po mnie. Nie wytrzymam tak do końca zmiany. Zostało jeszcze kilka godzin, a ja już uciekam przed złym jak osa animatronikiem, którym nie ma zamiaru się ze mną dogadać. Co za nieszczęście!
      Skręciłam w kolejny korytarz. Niespodziewanie Spingtrap wyskoczył tuż przede mną. Nie wiem jak, ale to było nie realne, aby mnie dogonił inną drogą. No tak, musiał iść wentylacją, innego wyjaśnienia nie było. Królik złapał mnie za ubranie i podniósł w taki sposób, że nie dotykałam palcami ziemi.
      - Czego ty ode mnie chcesz? - spytałam, nawet nie próbowałam się wyrywać. O dziwo mówiłam spokojnym, pewnym siebie głosem.
      - Twojej śmierci - uśmiechnął się.
      - A co ja ci zrobiłam?!
      - Nic, ale to jest zabawne. I chcę, abyś podzieliła mój los - tłumaczył.
      Przez chwilę w jego oczach widziałam… człowieczeństwo. Coś na kształt prawdziwego oblicza, które jest uśpione głęboko w nim i nie pozwala mu się obudzić. Nie chciałam wiedzieć, co takiego mu się przytrafiło, że był taki zły.
      - Bój się! - zaśmiał się do mnie. Teraz w jego oczach widziałam szaleństwo.
      Oczywiście jak to ja, musiałam zrobić mu na złość, więc kompletnie go zlekceważyłam, unosząc jedną brew do góry. Udawałam, że w ogóle się go nie boję, że go olewam, ale tak naprawdę bała się jak nigdy. Gdyby mnie teraz odstawił na ziemię, to nogi ugięłyby się pode mną.
      - Hej! Zostaw ją! - usłyszałam głos Marionetki.
      Miałam ochotę westchnąć z ulgą, ale nie chciałam, żeby jednak przekonał się, iż się boję, dlatego od niechcenia spojrzała przez jego bark na mojego przyjaciela.
      Złocisty odwrócił głowę w jego stronę, ale zaraz wrócił do mnie. To rozzłościło Marionetkę, więc zaczął powijać rękawy swojej kurtki i zacisnął pięści. Szykowała się grubsza akcja. Marionetka oddał pierwszy cios, który tylko dolał oliwy do ognia. Oczy Springtrapa ponownie stały się czerwone, niby od niechcenia rzucił mną o ścianę. Syknęłam z bólu, ale na szczęście nic mi się nie stało. Królik podszedł do Marionetki, po czym wycedził mu siarczysty cios prosto w szczękę. Przestraszyłam się, ale nie mogłam nic zrobić. Marionetka upadł, a Springtrap zaczął kopać go z całej siły. Marionetka na początku próbował się podnieść, ale przynosiło to marny skutek, potem przestał, skulił się w sobie, w geście samoobrony i czekał, aż to wszystko minie.
      Marionetka był cały poturbowany. W niektórych miejscach widziałam zgięcia w jego obudowie, jedno oko mu wypadło i od czasu do czasu po jego ciele przechodziła wiązka energii. Springtrap skończył z nim, więc postanowił wrócić do mnie. Szedł pomału, acz stanowczo, co tylko wywierało na mnie jeszcze większą presję i czułam się przytłoczona.
      Był już tuż, tuż, wyraźnie czułam jego odór rozkładającego się ciała. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam głowę, aby spojrzeć śmierci w oczy. Wydawał się być zdziwiony tym faktem, ale ja tylko przeszyłam go moim spojrzeniem. Wściekł się - co nie było żadną nowością. Z jego gardła wydobył się mechaniczny krzyk i skoczył w moim kierunku.
      Nagle coś go zagłuszyło. Było to coś przypominającego głośny syk. Zaraz potem przede mną stanął… Foxy! Springtrap nie zdążył jakoś wylądować, więc nadział się wprost na wyciągnięty hak Foxy’ego.
      - Jeszcze raz ją tkniesz, a obiecuję, że to cię spotkało kiedyś, to zaledwie nic w porównaniu z tym, co ja ci zrobię - syknął.
      Foxy puścił złocistego, który natychmiast uciekł najszybciej, jak tylko potrafił.
      Lisiasty odwrócił się w moją stronę i aż zaparło mi wdech. Wyglądał okropnie. Jego ubrania były poszarpane i zwęglone. Na nogach nie było widać ani grama skóry, sam endoszkielet. Nie miał połowy jednej ręki, akuratniej tej, gdzie miał dłoń, dlatego pozostał mu tylko hak. Jedno jego ucho także było pozbawione skóry. Jego oko było białe, a drugiego po prostu nie miał.
      Przykucnął przy mnie i uśmiechnął się delikatnie. Nie wiedziałam, jak zareagować. Wiedziałam, że chce uśmiechnąć się czule i podnieść mnie na duchu, ale jego uśmiech był przerażający. Ostre jak brzytwa zęby były nierówne, niektórych nie było, co było jeszcze bardziej straszniejsze.
      Mimo to czułam, że to dawny on, dlatego od razu rzuciłam mu się na szyję, starając się omijać miejsca, gdzie nie posiadał skóry.
      - Foxy - wyszeptałam niemal przez łzy.
      Odsunął mnie od siebie i w jednej chwili jego spojrzenie stało się karcące. Podniósł mój podbródek za pomocą haka i spojrzał głęboko w oczy.
      - Co ty sobie wyobrażasz?! Nie po to cię ratowałem z tego pożaru, abyś wracała do takiej pracy i dawała się zabić! Jesteś nieodpowiedzialna!
      - Przepraszam - powiedziałam z pełną skruchą.
      - Ech… nic się nie dzieje. Ale i tak cieszę się, że mogłem cię zobaczyć - przytulił mnie.
      Byłam szczęśliwa, że chociaż mogłam go zobaczyć i przytulić.
      - Zostań ze mną - wyszeptałam.
      - Nie mogę. Jestem tylko wspomnieniem - odpowiedział smutno, po czym wstał.
      Chciałam iść w ślad za nim, ale nie byłam w stanie się nawet ponieść. To było takie frustrujące. Lisiaty podszedł do Marionetki. Nachylił się nad nim i zaczął cmokać z dezaprobatą.
      - A ty, jeżeli próbujesz ją obronić, to przynajmniej coś z siebie daj, a nie skulisz się jak baba - odrzekł, a następnie dodał przyjaźniej. - Dobrze, że przy niej jesteś,
      Marionetka spojrzał na mnie, nic nie rozumiejąc, ale ja nie byłam lepsza, sama nie wiedziałam, o co mu chodzi. Foxy zaśmiał się szczerze, na ostatek spojrzał jeszcze na mnie.
      - Ja wrócę.
      Jego słowa były szeptem, ale uderzyły mnie, jakby je co najmniej wykrzyczał mi do ucha. Nie wątpiłam w to, że wróci. Zawsze w to wierzyłam i wiedziałam to. Nie zostawiłby mnie bez walki. Zniknął. Jak jakaś mara senna.
      Wesoła melodyjka zadźwięczała po całym lokalu. Westchnęłam z ulgą. Wreszcie koniec. Pomogłam ogarnąć się Marionetce i poszłam do domu.
      Byłam szczęśliwa, że mogłam zobaczyć Foxy’ego. Teraz na pewno nie stracę nadziei.


      Jutro jest kolejny dzień…



Rozdział poprzedni: Rozdział 17: Stary, nocny znajomy
Rozdział następny: Rozdział 19: Powtórka nocy

2 komentarze:

  1. Depresja.....skąd ja to znam.....(miałem cię za coś zhejtować co ci mówiłem ale zapomniałem o co ....)

    OdpowiedzUsuń