Była
dwunasta. Nudziło mi się w domu, więc się nie spóźniłam. Coś czuję, że tutaj
nie będę się spóźniać do pracy.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Tam to co chwilę spóźniałam się, chociaż pracownicy nie mieli mi
tego za złe. Tutaj jednak nikt na mnie nie czeka. Przychodzę - jestem sama,
wychodzę - jestem sama. Nie ma się do kogo odezwać i w ogóle. Ciekawa jestem, jak długo tak pojadę. Westchnęłam ciężko.
Usiadłam
przed biurkiem i zaczęłam przeglądać kamery, gdy zadzwonił mój telefon.
Wprawdzie nie powinnam w pracy, ale gdy tylko zobaczyłam, że to mój szef,
odebrałam bez wahania.
-
Cześć, Andrea. Mam nadzieję, że wczorajsza noc dobrze ci minęła. Nie ma
wprawdzie tutaj zbytnio nic do roboty, ale to dobrze, bo możesz w spokoju
skupić się na kamerach. Radzę ci na nie dobrze patrzeć, bo w nocy mój kochany
animatronik lubi szaleć, dlatego uważaj na siebie. Przy dwukrotnym kliknięciu
na kamerę w wentylacji, możesz ją zamknąć. To tak w razie czego. To tyle, ja
muszę lecieć, mam ważne spotkanie. Pa!
-
Zaraz, jak to wariuje?! - rozłączył się.
Nie
wiedziałam, jak to mam odebrać. Czyżby ten animatronik także był żywy? Może uda
mi się z nim zaprzyjaźnić? Jednak od tego wypadku w poprzedniej pizzerii nie
mam ochoty na przyjaźnie z kolejnymi robotami. Wystarczyło mi poprzednie
towarzystwo i to, że już ich nie ma, jedynie obok mnie znajdują się ich części,
które nazbyt mnie rozpraszają. Nie chciałam ich jednak przeglądać po raz drugi.
Wywoływały zbyt wiele bólu, zbyt wiele wspomnień.
Spojrzałam
na kamery, nic. Przypomniałam sobie jednak, że tutaj jest także podgląd na
wentylację, więc włączyłam odpowiedni guzik i przeniosło mnie na widok na
wentylację. Spadłam z krzesełka, krzycząc, gdy ujrzałam w nich kogoś. Serce
zaczęło mi wariować. Ten animatronik nie był podobny do żadnego, którego
znałam. Znaczy... wprawdzie wyglądał jak królik, tylko nie miał jednego ucha,
jego twarz przypominała mi pluszowego misia, ale to tylko moje skojarzenia, bo
nie wyglądał jak Bonnie. Jego ciało było w strzępach, widziałam endoszkielet, a
nawet coś przypominającego ludzkie organy. Nie wyglądał jak animatronik z
tamtej pizzerii. Tamci wyglądali jak ludzie, a ten całkowicie wygląda jak
zwierzak. Zrobiło mi się trochę niedobrze, ale ostatecznie nie mogłam oderwać
od niego wzroku. Bardzo mnie intrygował.
Spojrzał
prosto na kamerę i uśmiechnął się do mnie. Ten uśmiech nie był normalny.
Przypominał raczej uśmiech szaleńca, kogoś żądnego krwi. Przestraszyłam się.
Szybko kliknęłam dwa razy na kamerę i usłyszałam dźwięk przypominający ten z
poprzedniej restauracji.
Odsunęłam
się, przyciskając rękę do serca, musiałam jakoś je uspokoić. Wzięłam kilka
wdechów, gdy kamera zmieniła obraz, jakby ktoś ją wyłączył, ale zaraz wróciła
do normy, tylko że jego już nie było. Przysunęłam się do stolika, oglądając
wszystkie kamery po kolei. Znalazłam go gdzieś na końcu budynku. Nie
wiedziałam, czy mogę się cieszyć, bo nie wiedziałam czy jest szybki, czy nie.
Tkwił
w bezruchu. Bardzo ciekawe. Zastanawiałam się, czy te kamery jakoś tak
odczytują obraz co ileś tam sekund, czy po prostu on się teleportuje. Bardzo
dziwne.
Wtedy
obraz ponownie się zmienił. Nie było go już na danej kamerze. Spojrzałam obok i
faktycznie był obok. Wychodzi na to, że nie może teleportować się na większe
odległości. Spojrzałam, czy gdzieś tam nie ma wejścia do wentylacji, ale na
szczęście nie było. Obraz ponownie się zmienił. Nie było tam królika, ale za to
pojawiła się Chica. Była koszmarna. O wiele gorsza od Freddy'ego. Na jej
złotych włosach widziałam czarną smołę, niby pasemka, do tego wytrzeszczone
oczy, nie miała części zębów, a jeżeli już, to były czarne. Jej sukienka była
podpalona w niektórych miejscach. Nie miała obydwu rąk, wystawały z nich druty.
Nie mogłam na to dłużej patrzeć. Tak bardzo chciało mi się płakać. Wyłączyłam
monitor i spojrzałam na drzwi. Nie chciałam nawet patrzeć w tamtym kierunku.
Usłyszałam
czyjeś głosy. Chica biegła w moją stronę, z tymi przerażającymi oczami.
Wyskoczyła zza rogu i wbiegła prosto na mnie. Nie poczułam jej jednak. Jakby
rozpłynęła się tuż przede mną. Za to poczułam, jakby ktoś wstrząsnął moim
sercem. Zaczęło bić z niewiarygodną szybkością. Na chwilę zamgliło mnie. Gdy
odzyskałam świadomość, zaczęły pipczeć jakieś alarmy, a guziki z napisami
mrugały. Wcisnęłam od wentylacji, a następnie od dźwięku i wszystko było w
porządku. Nie miałam zielonego pojęcia, co się stało przez te guziki, ale jak
świeciły, to je nacisnęłam.
Odchylając
się najdalej jak mogłam, włączyłam ekran. Na szczęście Chicy nie było, za co
byłam bardzo wdzięczna. Ona była gorsza od Freddy'ego.
Dwie
kamerki dalej zauważyłam królika. Był odwrócony do mnie plecami i pisał coś na
ścianie. Tak, doskonale widziałam jak coś pisze, więc to nie kamery zacinają
się, a on się teleportuje na pewne odległości. Teraz już miałam co do tego
pewność. Przybliżyłam się do ekranu, aby zobaczyć, co takiego napisał, a było
tam napisane:
Springtrap.
No
pięknie, czyli nasz szanowny kolega postanowił się nam przedstawić, jak uroczo.
Kamera ponownie się zmieniła i tym razem zdałam sobie sprawę, że on znajduje
się zaraz koło moich drzwi.
Zamarłam.
Z daleka słyszałam jego oddech, co było po prostu nie do zniesienia. Przez całe
moje ciało przeszły ciarki, a ja ze strachu nie byłam w stanie ruszyć się nawet
o milimetr. To było takie uciążliwe, ale przygotowałam się na najgorsze. Już po
mnie. Poczułam za sobą ruch, a następnie opatulił mnie wstrętny odór. Myślałam,
że się zrzygam. To śmierdziało jak jakieś zepsute mięso! Jak... jak...
Jak rozkładające
się ciało. Zemdliło mnie. Naprawdę chyba byłam już jedną nogą na tamtym
świecie. Niespodziewanie wesolutka melodyjka zabrzmiała w całym lokalu.
Odetchnęłam z ulgą, ale nie na długo.
Czyjaś
dłoń spoczęła na moim ramieniu. To uczucie nie należało do najprzyjemniejszych.
Usłyszałam za plecami dziwny, zmodyfikowany głos. Jakby należał do mężczyzny,
ale był dziwnie mechaniczny, zdeformowany.
-
Masz szczęście, ale zobaczymy jak długo. Zabiję cię - dodał na koniec i
zniknął.
Wybiegłam
z budynku. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że żyję i że jest wszystko w
porządku.
Wróciłam
do domu, padłam na łóżko i jak zwykle przycisnęłam do piersi Pirata.
Westchnęłam ciężko i uśmiechnęłam się. Chce mnie zabić, tak? Jeszcze się
przekonamy. Ja mu pokażę, kto tu tak naprawdę rządzi.
Cóż,
wreszcie poczułam, że mam po co żyć. Od tamtej przygody w pizzerii żyłam
niemalże jak roślina. Bez celu, bez marzeń, bez niczego. Teraz jednak
przynajmniej mam jakiś cel - pokazać temu zasranemu Springtrap'owi, że nie dam
się tak łatwo ani wystraszyć, ani zabić.
Jutro
jest kolejny dzień...
Rozdział poprzedni: Rozdział 15: Nocny stróż
Rozdział następny: Rozdział 17: Stary, nocny znajomy
Pob tym napisie „Zabije cie” dostsłem dreszczyku emocji ....i to nawet w tych ciemniejszych częściach ciała.....
OdpowiedzUsuńAha, super, to chyba był "komplement" xd.
Usuń