poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 16: Kolega skąpany w nocy

      Była dwunasta. Nudziło mi się w domu, więc się nie spóźniłam. Coś czuję, że tutaj nie będę się spóźniać do pracy.
      Uśmiechnęłam się pod nosem. Tam to co chwilę spóźniałam się, chociaż pracownicy nie mieli mi tego za złe. Tutaj jednak nikt na mnie nie czeka. Przychodzę - jestem sama, wychodzę - jestem sama. Nie ma się do kogo odezwać i w ogóle. Ciekawa jestem, jak długo tak pojadę. Westchnęłam ciężko.
      Usiadłam przed biurkiem i zaczęłam przeglądać kamery, gdy zadzwonił mój telefon. Wprawdzie nie powinnam w pracy, ale gdy tylko zobaczyłam, że to mój szef, odebrałam bez wahania.
      - Cześć, Andrea. Mam nadzieję, że wczorajsza noc dobrze ci minęła. Nie ma wprawdzie tutaj zbytnio nic do roboty, ale to dobrze, bo możesz w spokoju skupić się na kamerach. Radzę ci na nie dobrze patrzeć, bo w nocy mój kochany animatronik lubi szaleć, dlatego uważaj na siebie. Przy dwukrotnym kliknięciu na kamerę w wentylacji, możesz ją zamknąć. To tak w razie czego. To tyle, ja muszę lecieć, mam ważne spotkanie. Pa!
      - Zaraz, jak to wariuje?! - rozłączył się.
      Nie wiedziałam, jak to mam odebrać. Czyżby ten animatronik także był żywy? Może uda mi się z nim zaprzyjaźnić? Jednak od tego wypadku w poprzedniej pizzerii nie mam ochoty na przyjaźnie z kolejnymi robotami. Wystarczyło mi poprzednie towarzystwo i to, że już ich nie ma, jedynie obok mnie znajdują się ich części, które nazbyt mnie rozpraszają. Nie chciałam ich jednak przeglądać po raz drugi. Wywoływały zbyt wiele bólu, zbyt wiele wspomnień.

      Spojrzałam na kamery, nic. Przypomniałam sobie jednak, że tutaj jest także podgląd na wentylację, więc włączyłam odpowiedni guzik i przeniosło mnie na widok na wentylację. Spadłam z krzesełka, krzycząc, gdy ujrzałam w nich kogoś. Serce zaczęło mi wariować. Ten animatronik nie był podobny do żadnego, którego znałam. Znaczy... wprawdzie wyglądał jak królik, tylko nie miał jednego ucha, jego twarz przypominała mi pluszowego misia, ale to tylko moje skojarzenia, bo nie wyglądał jak Bonnie. Jego ciało było w strzępach, widziałam endoszkielet, a nawet coś przypominającego ludzkie organy. Nie wyglądał jak animatronik z tamtej pizzerii. Tamci wyglądali jak ludzie, a ten całkowicie wygląda jak zwierzak. Zrobiło mi się trochę niedobrze, ale ostatecznie nie mogłam oderwać od niego wzroku. Bardzo mnie intrygował.
      Spojrzał prosto na kamerę i uśmiechnął się do mnie. Ten uśmiech nie był normalny. Przypominał raczej uśmiech szaleńca, kogoś żądnego krwi. Przestraszyłam się. Szybko kliknęłam dwa razy na kamerę i usłyszałam dźwięk przypominający ten z poprzedniej restauracji.
      Odsunęłam się, przyciskając rękę do serca, musiałam jakoś je uspokoić. Wzięłam kilka wdechów, gdy kamera zmieniła obraz, jakby ktoś ją wyłączył, ale zaraz wróciła do normy, tylko że jego już nie było. Przysunęłam się do stolika, oglądając wszystkie kamery po kolei. Znalazłam go gdzieś na końcu budynku. Nie wiedziałam, czy mogę się cieszyć, bo nie wiedziałam czy jest szybki, czy nie.
      Tkwił w bezruchu. Bardzo ciekawe. Zastanawiałam się, czy te kamery jakoś tak odczytują obraz co ileś tam sekund, czy po prostu on się teleportuje. Bardzo dziwne.
      Wtedy obraz ponownie się zmienił. Nie było go już na danej kamerze. Spojrzałam obok i faktycznie był obok. Wychodzi na to, że nie może teleportować się na większe odległości. Spojrzałam, czy gdzieś tam nie ma wejścia do wentylacji, ale na szczęście nie było. Obraz ponownie się zmienił. Nie było tam królika, ale za to pojawiła się Chica. Była koszmarna. O wiele gorsza od Freddy'ego. Na jej złotych włosach widziałam czarną smołę, niby pasemka, do tego wytrzeszczone oczy, nie miała części zębów, a jeżeli już, to były czarne. Jej sukienka była podpalona w niektórych miejscach. Nie miała obydwu rąk, wystawały z nich druty. Nie mogłam na to dłużej patrzeć. Tak bardzo chciało mi się płakać. Wyłączyłam monitor i spojrzałam na drzwi. Nie chciałam nawet patrzeć w tamtym kierunku.
      Usłyszałam czyjeś głosy. Chica biegła w moją stronę, z tymi przerażającymi oczami. Wyskoczyła zza rogu i wbiegła prosto na mnie. Nie poczułam jej jednak. Jakby rozpłynęła się tuż przede mną. Za to poczułam, jakby ktoś wstrząsnął moim sercem. Zaczęło bić z niewiarygodną szybkością. Na chwilę zamgliło mnie. Gdy odzyskałam świadomość, zaczęły pipczeć jakieś alarmy, a guziki z napisami mrugały. Wcisnęłam od wentylacji, a następnie od dźwięku i wszystko było w porządku. Nie miałam zielonego pojęcia, co się stało przez te guziki, ale jak świeciły, to je nacisnęłam.
      Odchylając się najdalej jak mogłam, włączyłam ekran. Na szczęście Chicy nie było, za co byłam bardzo wdzięczna. Ona była gorsza od Freddy'ego.
      Dwie kamerki dalej zauważyłam królika. Był odwrócony do mnie plecami i pisał coś na ścianie. Tak, doskonale widziałam jak coś pisze, więc to nie kamery zacinają się, a on się teleportuje na pewne odległości. Teraz już miałam co do tego pewność. Przybliżyłam się do ekranu, aby zobaczyć, co takiego napisał, a było tam napisane:
      Springtrap.
      No pięknie, czyli nasz szanowny kolega postanowił się nam przedstawić, jak uroczo. Kamera ponownie się zmieniła i tym razem zdałam sobie sprawę, że on znajduje się zaraz koło moich drzwi.
      Zamarłam. Z daleka słyszałam jego oddech, co było po prostu nie do zniesienia. Przez całe moje ciało przeszły ciarki, a ja ze strachu nie byłam w stanie ruszyć się nawet o milimetr. To było takie uciążliwe, ale przygotowałam się na najgorsze. Już po mnie. Poczułam za sobą ruch, a następnie opatulił mnie wstrętny odór. Myślałam, że się zrzygam. To śmierdziało jak jakieś zepsute mięso! Jak... jak...
      Jak rozkładające się ciało. Zemdliło mnie. Naprawdę chyba byłam już jedną nogą na tamtym świecie. Niespodziewanie wesolutka melodyjka zabrzmiała w całym lokalu. Odetchnęłam z ulgą, ale nie na długo.
      Czyjaś dłoń spoczęła na moim ramieniu. To uczucie nie należało do najprzyjemniejszych. Usłyszałam za plecami dziwny, zmodyfikowany głos. Jakby należał do mężczyzny, ale był dziwnie mechaniczny, zdeformowany.
      - Masz szczęście, ale zobaczymy jak długo. Zabiję cię - dodał na koniec i zniknął.
      Wybiegłam z budynku. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że żyję i że jest wszystko w porządku.
      Wróciłam do domu, padłam na łóżko i jak zwykle przycisnęłam do piersi Pirata. Westchnęłam ciężko i uśmiechnęłam się. Chce mnie zabić, tak? Jeszcze się przekonamy. Ja mu pokażę, kto tu tak naprawdę rządzi.
      Cóż, wreszcie poczułam, że mam po co żyć. Od tamtej przygody w pizzerii żyłam niemalże jak roślina. Bez celu, bez marzeń, bez niczego. Teraz jednak przynajmniej mam jakiś cel - pokazać temu zasranemu Springtrap'owi, że nie dam się tak łatwo ani wystraszyć, ani zabić.


      Jutro jest kolejny dzień...


Rozdział poprzedni: Rozdział 15: Nocny stróż
Rozdział następny: Rozdział 17: Stary, nocny znajomy

2 komentarze:

  1. Pob tym napisie „Zabije cie” dostsłem dreszczyku emocji ....i to nawet w tych ciemniejszych częściach ciała.....

    OdpowiedzUsuń