Zjadłam
śniadanie, włączyłam telewizję, gdy wtedy zadzwonił mój telefon.
-
Halo? Andrea? Em… Tutaj Purple. Mam dla ciebie wiadomość, że dzisiaj nie idziesz
do pracy. Montujemy nowoczesny system antywłamaniowy. Będzie on polegać na
zakryciu wszystkich drzwi i okien żelaznymi zasłonami. Powinno to pomóc ci w
pracy, ale niestety nie stać nas na coś porządniejszego, więc i tak będziesz
musiała tam pracować, chyba że już nie chcesz.
-
Nie, nie. Oczywiście, że chcę. Bardzo podoba mi się ta praca, już się
przyzwyczaiłam.
- To
świetnie. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego będziesz musiała pracować przy
takich zabezpieczeniach. A więc oto chodzi, że będzie można włączać je tylko od
środka i zawsze i tak w każdej chwili coś może się stać.
-
Dobrze, dobrze. Nie ma sprawy.
- A
więc widzimy się dopiero jutro. Cześć.
-
Do widzenia.
Odłożyłam
telefon i uszczęśliwiona z dnia wolnego, rzuciłam się na łóżko i z całej siły
przytuliłam Pirata.
Następnego
dnia ubrałam się w luźne rzeczy, bo było bardzo gorąco. Noc zapowiadała się
ciepła. Przed budynkiem spotkałam pana Purple.
-
Dobry wieczór - przywitałam się.
-
Cześć. Słuchaj, bo jest taka sprawa. System jest nowy, więc ten jeden raz od
chwili dźwięku, że dochodzi szósta, będziesz miała pięć minut na wyjście, a
potem mechanizm sam się zamknie, aby wyregulować godzinę. Nie będziesz mogła go
otworzyć.
-
Aha, rozumiem. Będę musiała się pośpieszyć.
-
Właśnie tak, a teraz miłej pracy.
-
Dobranoc - odpowiedziałam i weszłam do środka.
Zamknęłam
za sobą drzwi, gdy usłyszałam jakiś
dźwięk z mojej lewej strony. Zaświeciłam tam latarką, którą sobie kupiłam
wczorajszego dnia. Niczego tam nie było, ale pewnie to jakiś z nowych
animatroników. Tak sobie myślę, że jeszcze nie spotkałam się z tymi
animatronikami i tak naprawdę nie znam ich wszystkich. Chyba dzisiejszej nocy
będę musiała to nadrobić, o ile Foxy nie będzie zazdrosny.
Poszłam
do swojego pokoiku, Pirat jak zwykle zajął miejsce około monitorów, a ja
zasiadłam na fotelu. Z torebki
wyciągnęłam swój własny termos z kawą, a także trzy wielkie kanapki. Ostatnio
przez te wszystkie nocki strasznie mi wzrósł apetyt, chociaż ja zawsze byłam
nieziemskim smakoszem.
Spojrzałam
wszystko na kamery. Większość osób znajdowała się w Sali Zabaw. Wzięłam
wdech, po czym udałam się tam. Korytarz był wprawdzie ciemnym, ale już z dala
było można usłyszeć śmiechy i liczne rozmowy.
Wreszcie
wyszłam z cienia i stanęłam w świetle kolorowych lampek, które dodawały
przyjaznej atmosfery. Najpierw spojrzała na mnie na ta nowa Chica, a potem cała
reszta podążyła za jej wzrokiem. Zapanowała nienaturalna cisza, gdy Bonnie
uśmiechnął się szczerze.
-
Andrea, chodź do nas. Wreszcie wyszłaś z tego swojego pokoiku. Już się bałem,
że tylko na Foxy’ego patrzysz.
Podeszłam
nieco bliżej, usiadłam najbardziej z boku, a chwilę później przyłączył się do
mnie Marionetka. Zrobiło mi się naprawdę miło, gdy delikatnie uśmiechnął się do
mnie i położył rękę na ramieniu. Poczułam się pewniej.
-
Chica powiedziała nam, co robiliście u niego w pokoju dwa dni temu - wtrącił
Freddy, z głupim uśmiechem na twarzy.
- My
wcale nic nie robiliśmy - zaczęłam protestować i mimo woli spojrzałam na
Marionetkę, który wciąż się do mnie uśmiechał, ale jakoś straciłam już pewność.
-
Andrea, daj spokój. Każdy z nas ma popędy, jesteśmy trochę jak normalni ludzi,
więc nie przejmuj się tym. A właśnie, nie poznałaś jeszcze wszystkich nowych
członków naszej ekipy. A więc to jest ToyChica, to jest ToyFreddy - pokazał na
miśka bardzo podobnego do Freddy'ego, ale wyglądał jakby był o wiele młodziej,
miał ciemniejszą skórę - a to jest ToyBonny - z siedzenia podniosła się,
wyglądała bardzo podobnie do Bonnie’go, ale to była dziewczyna, o ślicznej,
uroczej twarzyczce, sympatycznym uśmiechu, ubrana w niebieską sukieneczkę - a
resztę już znasz.
-
Tak, cześć. Miło mi was poznać. Jestem Andrea i pracuję tutaj jako nocny stróż.
-
Wiemy, wiemy - klasnęła w dłonie Mangle. - I spodobałaś się Foxy’emu, a potem
Marionetce.
-
Mangle, nie snuj swoich słodkich historyjek na temat każdego - odpowiedział
uprzejmie Marionetka, mocniej ściskając moje ramie.
Spojrzałam
na niego i delikatnie położyłam dłoń na jego dłoni, aby się tym nie przejmował.
Kątem oka zobaczyłam Foxy’ego, ukrywającego się
za rogiem. Gdy zauważył, że go widzę, poszedł sobie.
Nie
patrząc na nikogo, wstałam i poszłam tam. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale
chciałam to wyjaśnić.
Poszłam
do mojego pokoju pracy. Właśnie tam się znajdował i siedząc na fotelu, oglądał widok
z kamer, który pokazywał Salę Zabaw, głowę oparł na dłoni. Po jego twarzy
widziałam, że jest obrażony. Było to widać jak u dziecka.
- O
co chodzi? - spytałam, stając koło niego.
Lisiasty
spojrzał na mnie kątem oka, wyprostował się, a wtedy na jego twarzy pojawił się
szelmowski uśmieszek. Nie zapowiadało to niczego dobrego. Sięgnął ręką do
przycisków, pierwsze zamknął drzwi za mną, a następnie przede mną. Spojrzałam
na niego przenikliwie. Coś kombinował.
Foxy
podniósł się z fotela i zaczął do mnie podchodzić. Stanął naprzeciw mnie i
włożył ręce do kieszeni płaszcza.
- Co
cię łączy z Marionetką? - spytał bez żadnych wstępów.
- Z
Marionetką? Nic takiego. Może mu się podobam, ale nic do niego nie czuję. A w
ogóle dlaczego ja ci się tłumaczę?!
- Bo
ci się podobam - odszedł ode mnie na krok.
- A
skąd niby ta pewność?
-
Chociażby, dlatego że poszłaś za mną, gdy mnie zobaczyłaś, a wcale nie musiałaś.
Chyba dobrze bawiłaś się tam.
- Ja
wcale nic do ciebie nie czuję! Poszłam, bo wyglądałeś jak obrażony na mnie,
więc chciałam o tym z tobą pogadać.
-
Czyli jednak przejmujesz się mną.
-
Jesteś beznadziejny - zręcznie go ominęłam i włączyłam przycisk, aby otworzyły
się drzwi.
Zanim
wyszłam, złapał mnie za rękę, wpadłam w jego ramiona, a on wtedy przyssał się
do mojej szyi. Zacisnęłam oczy, bo wiedziałam, że wyrywanie się nie ma sensu. Jakoś
musiałam to przetrwać. Nie dość, że byłam od niego słabsza, to też nie mogłam
go walnąć, bo przecież on nic nie poczuje i tak, i tak. Nie leżało w mojej
naturze takie bezczynne ślęczenie. Tak jakoś wyciągnęłam ręce i mocno ścisnęłam
jego koszulę, odchylając głowę na bok.
Moje
policzki paliły, a po ciele przeszedł ciepły dreszcz. Skupił się na jednym
punkcie mojej szyi, lecz chciałam więcej. Mimo to nie powiedziałabym mu tego,
nie potrafiłabym.
Zostawił
moją szyję w spokoju, chociaż nadal czułam tam odcisk po jego ciepłych wargach.
Spojrzałam na niego mega speszona. Nic nie odpowiedział i bardzo dobrze.
Wolałam teraz uniknąć zbędnych komentarzy. Nie chciałabym tego słuchać, jeszcze
bym się wściekła i w ogóle.
Foxy
uśmiechnął się do mnie delikatnie, co nie było w ogóle w jego stylu, a potem
gwałtownie wpił się w moje usta. Położył dłoń na moim karku, a ja poszłam za
chwilą i wplotłam dłonie w jego czerwone włosy, zwalając czapkę pirata na
ziemię.
Dreszcz
dosłownie wstrząsnął moim ciałem, co zadziałało jak kubeł zimnej wody. Ba!
Jakby mnie ktoś chlasnął z liścia. Natychmiast oderwałam się od Foxy’ego. Nawet
na niego nie spojrzałam i uciekłam do łazienki.
Potoknęłam
twarz, potrzebowałam się uspokoić. Usiadłam w kącie i podkurczyłam swoje nogi.
Zasłaniając oczy rękami, zasnęłam w takiej pozycji, na zimnych płytkach.
Ile w tej czéści jest dreszczy ...
OdpowiedzUsuńI like it xdd.
Usuń