niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział 12: Nocny maraton cz. 2

     Nawet nie wiem, ile spałam, ale obudziłam się naprawdę przemarznięta. Musiałam się wykąpać, to było pewne. Podniosłam się ospała i poczłapałam do pokoju strażnika nocnego. Wzięłam do ręki moją torebkę i wyciągnęłam telefon. Od razu rzuciła mi się w oczy czerwona miniaturka bateryjki, co miało oznaczać, że zostało mi zaledwie pięć procent. A że miałam stary i zepsuty telefon, równało się to z zobaczeniem, która godzina i najwyżej wysłaniem jednego SMSa, nic więcej.
     - O nie! Już za dwie szósta! - krzyknęłam i zaczęłam się pakować.
     Przecież pan Purple wyraźnie mi powiedział, że od szóstej mam tylko dziesięć minut, inaczej zostanę tutaj na dzień i noc! Złapałam torebkę i już chciałam wybiec, gdy przypomniałam sobie o Piracie. Nie wiem, dlaczego wróciłam się po niego, ale w chwili, gdy wkładałam go do torebki, wesoła melodyjka zwiastowała szóstą. Wybiegłam jak oparzona, gdy wtedy na drodze staną mi Foxy.
     - Andrea, co ci się stało, że tak nagle uciekłaś, co? - zaczął zagradzać mi drogę na wszelkie możliwe sposoby.
     - Foxy, wybacz, ale śpieszy mi się - mówiłam nerwowym głosem. Naprawdę mi się śpieszyło. Ja chcę do domu!
     - Andrea, chcę z tobą porozmawiać - jego głos był dziwnie milutki. On znowu coś knuł… Miałam już tego serdecznie dość.

     - Foxy! Śpieszy mi się i to naprawdę. A teraz wybacz, jestem już spóźniona - powiedziałam najłagodniej jak tylko potrafiłam. Uszy Foxy’ego oklapły, zrobił smutną minę.
     Wzięłam wdech i poszłam dalej. Było już pięć po i musiałam się pośpieszyć, inaczej będzie koniec.
     Niespodziewanie pudełka znajdujące się przy ścianie, runęły tuż przede mną. Koło ściany stał Foxy z niewinną miną. Wzruszył ramionami w geście bezradności. Odwróciłam się szybko na pięcie i pobiegłam przez pokój strażnika. Okazało się, że drzwi były zamknięte, więc musiałam je otworzyć, co narobiło mi kolejnych sekund. Biegłam ile miałam sił w nogach, ale to nie pomogło. Przybiegłam do drzwi i było już za późno. Mechanizm aktywował się. Żelazne zasłony pojawiły się w oknach, zasłoniły drzwi. Nie było już śladu ucieczki. To był koniec.
     Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej pomału. Podszedł do mnie. Od razu wiedziałam, że to wszystko jego sprawka.
     - Co się stało? Nie zdążyłaś na czas? Czyli teraz będziesz tutaj przez cały dzień i kolejną noc.
     - Wiedziałeś o tym? Podsłuchiwałeś?!
     - Jesteś zła?
     Machnęłam ręką lekceważąco, po czym wstałam. Westchnęłam głęboko i poczłapałam do siebie. Przecież nic już z tym nie zrobię, dlatego po co miałam kogoś obwiniać. To ja zawaliłam, bo zasnęłam. Byłam zmęczona, ale nie narzekałam. Nie lubiłam narzekać. Zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy lisiasty złapał mnie za rękę.
     - Hej, jesteś zmęczona, może chcesz się przespać? W mojej Zatoce jest wielkie łóżko, jedyne w całej restauracji. Jeżeli chcesz, to możesz się przespać.
     Uśmiechnęłam się do niego. I pokiwałam głową, że tak. O niczym innym nie marzyłam jak tylko położyć się w miękkim i ciepłym łóżku, nieważne czyim.
     Poszłam za Foxy’m. Miał wielkie łóżku, a na sam widok po prostu rzuciłam się na nie. Mężczyzna zaśmiał się serdecznie.
     - Może pierwsze poszłabyś się wykąpać? Przecież mamy prysznice w łazienkach.
     - Nie mam ciuchów na zmianę.
     - Dam ci moją koszulę - podszedł do drewnianej szafki i wyciągnął z niej błękitną koszulę. - Wykąp się, a ją idę posprzątać te pudła.
     Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Wszystko za szybko poszło. Nawet nie wiem, kiedy tak szybko uległam. Przecież nigdy się tak nie zachowywałam, więc dlaczego teraz? Westchnęłam ciężko. Leniwie dźwignęłam się z łóżka, wzięłam do ręki jego koszulę i poszłam do łazienki. Jakoś po drodze na nikogo się nie natknęłam, co było trochę dziwne. Weszłam do damskiej, myślałam, że się rozpłaczę, gdy poczułam na ręce gorącą wodę. To byłby łzy szczęścia. Tak bardzo mi tego brakowało.
     Szybko się potoknęłam i założyłam Foxy’ego koszulę. Sięgała mi do połowy ud, przez co czułam się trochę niezręcznie. Miałam tylko wielką nadzieję, że z powrotem także nikogo nie spotkam.
     Niepewnie rozejrzałam się, chwała Bogu, że nikogo nie było. Jednak moje szczęście nie mogło długo trwać, gdyż w sali zabaw usłyszałam ciche chrząknięcie. Zatrzymałam się dosłownie w pół kroku. Spojrzałam na bok i ujrzałam Marionetkę, który z zarumienionymi policzkami patrzył gdzieś na bok. Zaczęłam się jąkać, naprawdę nie wiedziałam, co takiego miałam zrobić. Ostatecznie jednak zakryłam twarz dłońmi i uciekłam do Zatoczki.
     Foxy’ego jeszcze nie było i bardzo dobrze, zanim przyjdzie, ja będę już pod kołdrą i nic nie będzie widzieć. Plan doskonały.
     Położyłam ciuchy gdzieś na podłodze i już miałam iść do łóżka, ale powstrzymałam się jeszcze na chwilę. Zaczęłam szukać torebki, ale nigdzie jej nie widziałam. Wreszcie wzruszyłam ramionami. Nic nie zrobiłam. Do pokoju wszedł Foxy, zatrzymał się tak, jak stał. Czułam, jak skanuje mnie swoim wzrokiem. Zawstydziłam się i spuściłam wzrok. Nie miałam już siły nawet się ruszyć.
     Zdawałam sobie sprawę, że ta koszula ledwo opinała mój biust, do tego jeszcze rozczochrane włosy i w ogóle nie miałam na sobie nic prócz tej koszuli i bielizny.
     Lisiasty podszedł do mnie i… przytulił mnie. To było co najmniej dziwne. Nie sądziłam, że może być taki czuły. Chyba tego mi właśnie brakowało. Zauroczył mnie totalnie. Odsunęliśmy się od siebie i pocałowaliśmy. Mocniej zacisnęłam ręce na jego ramionach. Zanim się obejrzałam, wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Zawisł nade mną i zaczął natarczywie całować. Ocknęłam się.
     - Foxy, nie - napierałam na niego rękami.
     - Andrea, daj spokój. Oboje dobrze wiemy, że tego chcesz. Po co to ukrywasz? Dlaczego nie chcesz dać sobie rozkoszy?
     - To skomplikowane - szepnęłam cicho.
     - A tak poza tym powiedziałem ci, że będę czekać na jeden twój błąd, a wtedy ja…
     - Nie kończ - powiedziałam stanowczo.
     Zdawałam sobie sprawę, że jeżeli to powie, to poczuje w sobie jeszcze większą dominację. Wówczas to naprawdę nawet ja nad nim nie zapanuję. Foxy nie zraził się kompletnie, jego uśmiech nie zniknął nawet na sekundę, a za to kontynuował to, co zaczął.

     Nie opierałam się więcej. Zaplotłam nogi dookoła jego bioder i poddałam się mu.

Rozdział poprzedni: Rozdział 11: Nocny maraton cz. 1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz