Nawet
nie wiem, ile spałam, ale obudziłam się naprawdę przemarznięta. Musiałam się
wykąpać, to było pewne. Podniosłam się ospała i poczłapałam do pokoju strażnika
nocnego. Wzięłam do ręki moją torebkę i wyciągnęłam telefon. Od razu rzuciła mi
się w oczy czerwona miniaturka bateryjki, co miało oznaczać, że zostało mi
zaledwie pięć procent. A że miałam stary i zepsuty telefon, równało się to z
zobaczeniem, która godzina i najwyżej wysłaniem jednego SMSa, nic więcej.
- O
nie! Już za dwie szósta! - krzyknęłam i zaczęłam się pakować.
Przecież
pan Purple wyraźnie mi powiedział, że od szóstej mam tylko dziesięć minut,
inaczej zostanę tutaj na dzień i noc! Złapałam torebkę i już chciałam wybiec,
gdy przypomniałam sobie o Piracie. Nie wiem, dlaczego wróciłam się po niego, ale
w chwili, gdy wkładałam go do torebki, wesoła melodyjka zwiastowała szóstą.
Wybiegłam jak oparzona, gdy wtedy na drodze staną mi Foxy.
-
Andrea, co ci się stało, że tak nagle uciekłaś, co? - zaczął zagradzać mi drogę
na wszelkie możliwe sposoby.
-
Foxy, wybacz, ale śpieszy mi się - mówiłam nerwowym głosem. Naprawdę mi się
śpieszyło. Ja chcę do domu!
-
Andrea, chcę z tobą porozmawiać - jego głos był dziwnie milutki. On znowu coś
knuł… Miałam już tego serdecznie dość.
-
Foxy! Śpieszy mi się i to naprawdę. A teraz wybacz, jestem już spóźniona -
powiedziałam najłagodniej jak tylko potrafiłam. Uszy Foxy’ego oklapły, zrobił
smutną minę.
Wzięłam
wdech i poszłam dalej. Było już pięć po i musiałam się pośpieszyć, inaczej
będzie koniec.
Niespodziewanie
pudełka znajdujące się przy ścianie, runęły tuż przede mną. Koło ściany stał
Foxy z niewinną miną. Wzruszył ramionami w geście bezradności. Odwróciłam się
szybko na pięcie i pobiegłam przez pokój strażnika. Okazało się, że drzwi były
zamknięte, więc musiałam je otworzyć, co narobiło mi kolejnych sekund. Biegłam
ile miałam sił w nogach, ale to nie pomogło. Przybiegłam do drzwi i było już za
późno. Mechanizm aktywował się. Żelazne zasłony pojawiły się w oknach,
zasłoniły drzwi. Nie było już śladu ucieczki. To był koniec.
Oparłam
się o ścianę i zjechałam po niej pomału. Podszedł do mnie. Od razu wiedziałam,
że to wszystko jego sprawka.
- Co
się stało? Nie zdążyłaś na czas? Czyli teraz będziesz tutaj przez cały dzień i
kolejną noc.
- Wiedziałeś o tym?
Podsłuchiwałeś?!
-
Jesteś zła?
Machnęłam
ręką lekceważąco, po czym wstałam. Westchnęłam głęboko i poczłapałam do siebie.
Przecież nic już z tym nie zrobię, dlatego po co miałam kogoś obwiniać. To ja
zawaliłam, bo zasnęłam. Byłam zmęczona, ale nie narzekałam. Nie lubiłam
narzekać. Zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy lisiasty złapał mnie za rękę.
-
Hej, jesteś zmęczona, może chcesz się przespać? W mojej Zatoce jest wielkie
łóżko, jedyne w całej restauracji. Jeżeli chcesz, to możesz się przespać.
Uśmiechnęłam
się do niego. I pokiwałam głową, że tak. O niczym innym nie marzyłam jak tylko
położyć się w miękkim i ciepłym łóżku, nieważne czyim.
Poszłam
za Foxy’m. Miał wielkie łóżku, a na sam widok po prostu rzuciłam się na nie.
Mężczyzna zaśmiał się serdecznie.
-
Może pierwsze poszłabyś się wykąpać? Przecież mamy prysznice w łazienkach.
-
Nie mam ciuchów na zmianę.
-
Dam ci moją koszulę - podszedł do drewnianej szafki i wyciągnął z niej błękitną
koszulę. - Wykąp się, a ją idę posprzątać te pudła.
Nie
wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Wszystko za szybko poszło. Nawet nie
wiem, kiedy tak szybko uległam. Przecież nigdy się tak nie zachowywałam, więc
dlaczego teraz? Westchnęłam ciężko. Leniwie dźwignęłam się z łóżka, wzięłam do
ręki jego koszulę i poszłam do łazienki. Jakoś po drodze na nikogo się nie
natknęłam, co było trochę dziwne. Weszłam do damskiej, myślałam, że się
rozpłaczę, gdy poczułam na ręce gorącą wodę. To byłby łzy szczęścia. Tak bardzo
mi tego brakowało.
Szybko
się potoknęłam i założyłam Foxy’ego koszulę. Sięgała mi do połowy ud, przez co
czułam się trochę niezręcznie. Miałam tylko wielką nadzieję, że z powrotem
także nikogo nie spotkam.
Niepewnie
rozejrzałam się, chwała Bogu, że nikogo nie było. Jednak moje szczęście nie
mogło długo trwać, gdyż w sali zabaw usłyszałam ciche chrząknięcie. Zatrzymałam
się dosłownie w pół kroku. Spojrzałam na
bok i ujrzałam Marionetkę, który z zarumienionymi policzkami patrzył gdzieś na
bok. Zaczęłam się jąkać, naprawdę nie wiedziałam, co takiego miałam zrobić.
Ostatecznie jednak zakryłam twarz dłońmi i uciekłam do Zatoczki.
Foxy’ego
jeszcze nie było i bardzo dobrze, zanim przyjdzie, ja będę już pod kołdrą i nic
nie będzie widzieć. Plan doskonały.
Położyłam
ciuchy gdzieś na podłodze i już miałam iść do łóżka, ale powstrzymałam się
jeszcze na chwilę. Zaczęłam szukać torebki, ale nigdzie jej nie widziałam.
Wreszcie wzruszyłam ramionami. Nic nie zrobiłam. Do pokoju wszedł Foxy,
zatrzymał się tak, jak stał. Czułam, jak skanuje mnie swoim wzrokiem.
Zawstydziłam się i spuściłam wzrok. Nie miałam już siły nawet się ruszyć.
Zdawałam
sobie sprawę, że ta koszula ledwo opinała mój biust, do tego jeszcze rozczochrane
włosy i w ogóle nie miałam na sobie nic prócz tej koszuli i bielizny.
Lisiasty
podszedł do mnie i… przytulił mnie. To było co najmniej dziwne. Nie sądziłam,
że może być taki czuły. Chyba tego mi właśnie brakowało. Zauroczył mnie
totalnie. Odsunęliśmy się od siebie i pocałowaliśmy. Mocniej zacisnęłam ręce na
jego ramionach. Zanim się obejrzałam, wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka.
Zawisł nade mną i zaczął natarczywie całować. Ocknęłam się.
-
Foxy, nie - napierałam na niego rękami.
-
Andrea, daj spokój. Oboje dobrze wiemy, że tego chcesz. Po co to ukrywasz?
Dlaczego nie chcesz dać sobie rozkoszy?
- To
skomplikowane - szepnęłam cicho.
- A
tak poza tym powiedziałem ci, że będę czekać na jeden twój błąd, a wtedy ja…
-
Nie kończ - powiedziałam stanowczo.
Zdawałam
sobie sprawę, że jeżeli to powie, to poczuje w sobie jeszcze większą dominację.
Wówczas to naprawdę nawet ja nad nim nie zapanuję. Foxy nie zraził się
kompletnie, jego uśmiech nie zniknął nawet na sekundę, a za to kontynuował to,
co zaczął.
Nie
opierałam się więcej. Zaplotłam nogi dookoła jego bioder i poddałam się mu.
Rozdział poprzedni: Rozdział 11: Nocny maraton cz. 1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz