Otworzyłam
oczy. Przede mną stało biurko, na nim monitor, przyciski - pokój stróża z
pizzerii. Zamrugałam kilkakrotnie oczami,
ale pierwsze co zrobiłam, to spojrzałam na szybę, gdzie widziałam swoje
odbicie. Miałam na sobie strój służbowy, ten sam z domu strachów, ponadto
wszędzie była mgła. Przełknęłam ślinę, próbowałam włączyć kamery, ale nic się
nie działo. Westchnęłam ciężko, to znaczyło, że musiałam iść. Wstałam,
poprawiłam mundur, po czym ruszyłam. Po wyjściu spostrzegłam, że w dziwny
sposób pomieszczenia z domu strachów przeplatały się z pizzerią. Wyglądało to
naprawdę strasznie, jakby ktoś nie mógł się zdecydować, gdzie mam być. Korytarz
z domu zmienił się na ten boczny z pizzerii. Mgła tak czy siak unosiła się nad
płytkami, poruszana poprzez moje kroki. Rozglądałam się wkoło, nikogo nie było.
Podeszłam do Pirackiej Zatoczki. Zaglądnęłam do środka, poszukałam wszędzie,
ale Foxy’ego nie było. Tak przypuszczałam. Nikogo tu nie znajdę, jest za cicho.
Weszłam do sali zabaw, na scenie nikogo nie było, nie było nawet śladu, że ktoś
miałby tam być. Stoły przykryte były białymi obrusami, na których stały równo
poustawiane kolorowe czapeczek i plastikowe talerzyki. Przeszłam przez całą
salę, podeszłam do pokoju z generatorem, gdzie niegdyś Chica bzykała się z Bonniem.
Nie było tam nikogo, nawet części, które przeważnie się tam znajdowały.
Generator wyglądał na bezużyteczny, jakby nie dało się go nawet włączyć.
Wyszłam z tego pokoju, skierowałam się do kuchni. Czysta jak nigdy, nie było
nawet najmniejszego kawałka pizzy. Wyszłam. Stanęłam tyłem do drzwi i
westchnęłam. Co miałam zrobić? Pozostała mi tylko jedna opcja, której naprawdę
nie chciałam sprawdzać.
Musiałam.
Przeszłam
koło toalet, podeszłam do ściany, na której nie było nic widać. Sięgnęłam ręką
w miejsce, gdzie powinna znajdować się klamka. Było ciemno, więc jej zbytnio
nie widziałam. W chwili, gdy wyczułam ją i złapałam, nagle zaświeciły się
wszystkie światła. Zamarłam w bezruchu. Obejrzałam się dookoła siebie. Wciąż
nikogo nie było, teraz tylko widziałam wyraźniej. Przyjrzałam się miejscu,
przed którym wstałam. Przy ścianach widziałam jaśniejsze i ciemniejsze
odcienie, jednakże było to ledwo zauważalne. To znaczy, że one kiedyś
faktycznie były zaryglowane. Wcisnęłam klamkę w dół i pomału zaczęłam otwierać
drzwi.
Pokój
był cały w kurzu i pajęczynach, meble były zniszczone, a ściany pokryte
pleśnią. Lampa bujała się w lewo i prawo, jednakże nie była włączona. No tak,
przecież kazano odłączyć to pomieszczenie.
Nie
dało się ukryć, że niemal natychmiast od otworzenia drzwi, uderzył we mnie ten
fetor, smród rozłożonego ciała. Coś okropnego. Odruchowo przyłożyłam rękę do
nosa. Weszłam do środka. Zatrzymałam się w pół kroku, gdy spostrzegłam, że on
oddycha. Oddycha to mało powiedziane! On sapał! Patrzył się w ziemię
nieprzytomny wzorkiem. Wyczuł moją obecność i pomału zaczął go podnosić. Przez
dłuższą chwilę mierzył mnie wzrokiem.
Nikt
się nie odezwał. On pierwszy wykonał ruch. Podsunął pod siebie nogę, oparł się
o swoje kolano i zaczął się pomału podnosić. Patrzyłam na to jak oczarowana.
Dziwne, ale w ogóle nie czułam strachu. Moje uczucia względem niego zatrzymały
się na poziomie „zobaczyłam sąsiada, z którym przeważnie wymieniałam obojętne
„dzień dobry””. I to by było na tyle. Zero strachu, zero paniki, zero
jakichkolwiek negatywnych uczuć.
Podniósł
się. Bez problemu ustał na dwóch nogach, jego oddech uspokoił się. Wciąż mierzyłam
go wzrokiem, aż wreszcie nie parsknął oburzony.
Znowu ty? Mało ci wrażeń ze mną?
Sama
zaplotłam ręce na piersi i prychnęłam.
- A
ty co, lepszy? Już nie pragniesz mojej krwi?
Sprigtrap
zmierzył mnie wzrokiem.
- Spadaj.
Mam cię już dość.
- To
moja kwestia.
Sprigtrap
bez słowa ominął mnie i najnormalniej w świecie wyszedł z tego pokoju. Poszłam
za nim i stanęłam jak wryta. Byliśmy w domy strachów. Nie miałam zielonego
pojęcia jakim cudem, ale znajdowaliśmy się w pokoju stróża. Nic się nie zmieniło.
-
Hej, co tu się stało?
-
Przecież to tylko jest sen, wspomnienia. Tym bardziej, że to wszystko jest moje
wspomnienie. Mogę robić, co mi się żywnie podoba.
-
Więc ty mnie tu sprowadziłeś?
-
Nie, to ty się tutaj wkradłaś.
-
Tak, żebym tylko wiedziała jeszcze jak i po co.
Sprigtrap
uśmiechnął się pod nosem, usiadł na moim byłym krześle i zaczął się na nim
bujać w lewo i prawo. Patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem, jakby czekał aż
sama wpadnę na to, czego ja mogę chcieć. Nie śpieszyło mu się. Przez chwilę nie
potrafiłam nawet zebrać myśli, ale wreszcie się ocknęłam. O co mi może chodzić?
Wtedy przed oczami pojawiło mi się wspomnienie z wczorajszej nocy. Jak po
pstryknięciu palcami w mojej głowie pojawił się natłok myśli i pytań.
- Co
się stało?
- O
jejku, już myślałem, że nigdy nie zadasz żadnego pytania i tak będziemy się na
ciebie patrzeć jak jacyś pojebańcy. A tak właściwie to o co dokładnie ci
chodzi? - wcale nie wyglądał na kogoś, kto znajduje się w niezręcznej sytuacji,
bądź czegoś żałuje.
-
Jak to się stało, że oni wepchnęli cię do tego stroju?
-
Nie wepchnęli mnie, sam to zrobiłem. Chciałem przed nimi uciec, więc wszedłem
do środka, aby być dla nich nieosiągalny, jednak coś poszło nie tak.
- Co
takiego?
-
Sama posłuchaj - Springtrap kliknął jeden z przycisków na telefonie.
-
Witaj ponownie! Znaleźliśmy ciekawe nagrania, które mówią o zakładaniu strojów
przez pracowników. Trzeba było wejść do środka i wszystko dokładnie pozapinać,
aby nic nie puściło, inaczej strój by spadł. Kostiumy były bardzo wrażliwe na
wilgoć, dlatego nie było można na nie nawet chuchać. Stroje były stare, dlatego
w każdej chwili jakaś klamra lub zacisk mogły się zatrzasnąć i wywołać
krwawienie. Do tego typy sytuacji przyzwyczajony był ukryty pokój, gdzie
znajdowały się potrzebne lekarstwa i zapasowe części. Niestety ten pokój został
szybko zamknięty z powodu niskiego budżetu. Tak bywa. Tyle mam dla ciebie
informacji. Ciekawe, nie uważasz? Do zobaczenia jutro.
Rozłączył
się. Już zaczynałam pojmować.
-
Czyli ten strój zatrzasnął się na tobie, bo zacząłeś się śmiać?
-
Niekoniecznie. Sufit przeciekał akuratnie w miejscu, gdzie stałem. Woda mogła
dostać się do mechanizmu i to nie wywołało drobnej ranki, ale całe zniszczenie
stroju i zaciśnięciu wszystkich klamer właśnie na mnie.
Przymrużyłam
oczy. Przecież jakoś musiało dojść do tej sytuacji, dlatego postanowiłam zadać
jedno, obszerne pytanie.
-
Jak to wszystko się zaczęło?
Springtrap
wyszczerzył w uśmiechu swoje zżółkniałe zęby, wyglądał, jakby czekał aż zadam
mu to pytanie.
-
Też byłem stróżem. Ale nie takim jak ty. Nie znosiłem dzieci. Można powiedzieć,
że byłem nawet psychicznie chory. Przebierałem się za nich, wtedy nie było
takich mechanizmów. Dzieci zaczęły znikać. Wiesz dlaczego? Wyszukiwałem tych,
którzy znajdowali się sami na urodzinach i to właśnie na nich się czaiłem.
Zabiłem pierwszego. Spodobało mi się to. Potem przyszła kolej na pozostałą
czwórkę. Nie wiedziałem jednak, że oni zechcą się zemścić. Moja reakcja na
widok zabitych dzieci chyba była normalna. Wpadłem w panikę, zacząłem uciekać,
a oni mnie gonili. Nie miałem innego wyjścia, wszedłem do stroju, a wtedy
zaczęło się. Poczułem ból, jakich mało. Czułem jak te klamry zatrzaskują się na
mnie, łamią każdą kość. Widziałem morze swojej własnej krwi. I tak to się
skończyło. Do dzisiaj gdy zamykam oczy widzę rozzłoszczoną twarz Foxy’ego i
smutne pozostałej czwórki.
-
Foxy był pierwszy?
-
Tak. Jakoś tak wyszło, że każde z nich miało osiem lat. Nie miałem paranoi na
punkcie ośmiolatków.
-
Ale przecież gdy pracowałam na początku, to nie widziałam Marionetki.
-
Skrywał się w swojej pozytywce. Nie zauważyłaś pudełka stojącego obok sceny, w
cieniu? Gdy żył, uwielbiał ją, chyba jako jedyny. Potem się nią stał, a skoro
nikt go nie chciał, to się nie pokazywał. Dopiero później, gdy przyszli ci
nowi, został przeniesiony w widoczniejsze miejsce i dzieci się nim
zainteresowały. Wtedy wyszedł.
Miałam
jeszcze tyle pytań, ale przed moimi oczami zaczynało robić się coraz ciemniej.
Nie chciałam tego, ale to było silniejsze ode mnie.
-
Nie! Ja chcę zostać!
-
Idź walczyć o życie - Sprigtrap wyszczerzył się do mnie w okropnym uśmiechu.
Szykuje
się kolejna noc.
Rozdział poprzedni: Rozdział 22: Nocne koszmary
Rozdział następny: Rozdział 24: Nocny bunt
Gdzie niegdyś Chica bzykała się z Bonim......wspomnienia....
OdpowiedzUsuńHaha xD. Nie mogłam się powstrzymać, aby o tym nie napisać xd.
Usuń