niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 14: Nocny koniec

      Obudziłam się i pierwsze co zobaczyłam to zadowolony uśmiech Foxy’ego. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam oczy i rozejrzałam się niemrawa.
      - Witaj ponownie - dostałam całusa w policzek.
      - A ty co taki delikatny? Aua! - piekący ból przeszył moje ramię.
      Spojrzałam tam i o mały włos nie wyszłam z siebie. Foxy swoim cholernym hakiem wyrył mi literę „X” na moim ramieniu. Krew już skrzepła, ale piekło jak diabli, ponadto to miejsce było całe czerwone. Spojrzałam na Foxy’ego, który patrzyła na mnie z uśmiechem satysfakcji.
      - Co to ma być?
      - To znak, że należysz do mnie - odpowiedział.
      Wzięłam wdech, byłam zła i bardzo mnie to bolało, ale z drugiej strony zrobiło mi się miło. To trochę brzmiało jak obietnica. I to nie tylko wiążąca mnie, ale także jego. Pocałowałam go i wstałam.
      Gdy ubierałam się, lisiasty podszedł do mnie, trochę mnie poprzytulał i opatulił mnie swoim ogonem. Zaśmiałam się, bo zaczął mnie nim łaskotać, ale udało mi się w końcu ubrać i wyjść. Byłam głodna, a w kuchni zawsze jest coś pysznego, szczególnie gdy Chica tam urzęduje.
      Nie myliłam się. Chica upiekła babeczki, ale wolałam ich nie ruszać, za to wzięłam sobie z lodówki pizzę i odgrzałam w mikrofalówce.
      Ledwo włożyłam pizze do mikrofalówki, nagle wysiadł prąd. Westchnęłam. Pewnie dalej Freddy bawił się w bezpiecznikach.

      Wyszłam z kuchni i nie myliłam się. Freddy stał przy bezpiecznikach i zachodził w głowę, co się stało. Spojrzał na mnie i przeraził się. Pewnie myślał, że się na niego wydrę. Zaczął majstrować przy kablach, co nie spodobało mi się. Im byłam bliżej, tym on bardziej się stresował, aż wreszcie spojrzał na tyczki dwój kabli i włożył je, gdzie popadło. Kątem oka udało mi się zauważyć, gdzie je wczepia.
      - Nie! - krzyknęłam, ale było za późno.
      Z kabli wyszły kolorowe iskry, prąd zaczął razi Freddy’ego.
      - Matko. Pomocy! Nikt ktoś przyniesie jakieś gumowe rękawiczki! - krzyczałam.
      Zaraz wszyscy się zbiegli, Mangle nawet chciała jako pomóc, ale złapałam ją w odpowiednim momencie. Wytłumaczyłam jej, że jeżeli go dotknie, to prąd przejdzie także na nią i będzie więcej ofiar. Cofnęła się przestraszona, chociaż w jej oczach widziałam, że bardzo chciała pomóc. Foxy przybiegł, trzymając w ręku krzesło. Nie wiedziałam, co chce z tym zrobić, ale jedno było pewne. Drzewo prądu nie przewodzi.
      Foxy wziął zamach i uderzając krzesłem w Freddy’ego, ten wypuścił z ręki kable, przy okazji wyrywając je. Przez chwilę jeszcze szamotały nim drgawki, ale wreszcie uspokoił się. Podbiegła do niego Chica i ToyChica. Obie zaczęły jakoś przyprowadzać go do porządku. Spojrzałam na skrzynkę z bezpiecznikami. Dwa kable wisiały, delikatnie się kołysząc. Westchnęłam szczęśliwa, że nic takiego się nie stało.
      Wyszłam ze schowka. Oparłam się o ścianę i zaczęłam głęboko oddychać. Byłam już spokojna, ale moje serce wciąż dawało o sobie znać. Podszedł do mnie Foxy, bez żadnego słowa przytulił mnie, opatulając swoim ogonem. Przymknęłam oczy. Myślę, że dzięki temu szybciej się uspokoiłam.
      - Andrea! - słyszałam pisk Mangle. Spojrzałam na korytarz, który prowadził do mojego pokoju i do wyjścia. Mangle biegła jak szalona, wyraźnie przestraszona, a za nią… był ogień.
      Wielka ściana ognia goniła ją, jakby bawili się w łapanego. Mangle udało się uciec, ale w korytarzu znajdowało się wiele łatwopalnych rzeczy typu kartony, jakieś czapeczki, zabawki. Wszystko to w mgnieniu oka zmieniało się w ogień. Pobiegłam na drugą stronę, gdzie nie było lepiej, wręcz przeciwnie. Droga ucieczki została całkowicie zamknięta, a wszystko to przez ten cholerny system antywłamaniowy. Znajdowaliśmy się w potrzasku. Włączył się alarm, ale niestety natryski w razie pożaru nie były jeszcze zainstalowane, więc tylko alarm brzęczał, co w ogóle nie pozwalało mi się skupić.
      Wszyscy zbiegli się do sali zabaw. Freddy’ego nie było, ale nie dziwię się, że go zostawili. W tej sytuacji każdy walczył o własne życie. Foxy wysunął przede mnie ramię, jakby już chciał mnie obronić, chociaż ogień znajdował się jeszcze w korytarzu. Po mojej drugiej stronie stanął Marionetka, uśmiechnął się do mnie nerwowo. Foxy spojrzał poważnie na Marionetkę, jakby czuł, że tylko z nim może w tej chwili znaleźć wspólny język.
      - Trzeba ją jakoś stąd wyprowadzić - powiedział poważnym głosem, a Marionetka skinął głową.
      - Gaśnica nie starczy na wygaszenie całego ognia, ale będę w stanie torować wam drogę. Weź ją na ręce.
      - Hej, może mnie by ktoś spytał o zdanie? - wtrąciłam nagle, ale została zignorowana. Typowe dla facetów.
      - Wiesz, że narażasz się na większe niebezpieczeństwo. Poparzysz się - rzekł Foxy.
      - Wiem, ale chcę, żebyś ją uratował.
      Foxy wyciągnął rękę do Marionetki, a on ścisnął ją. Wyglądało to jak mocny uścisk dłoni starych znajomych. Foxy rzucił szybko „Dzięki, stary”, a następnie odwrócił się w moją stronę. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, co w ogóle mam zrobić. Jakoś zaprotestować, porozmawiać o tym? Nie wiem! Ale oni wszystko zrobili za mnie.
      Marionetka przybiegł z gaśnicą, a Foxy wziął mnie na ręce, mimo że gorączkowo protestowałam. Był głuchy. Zrozumiałam wtedy, jak bardzo mu na mnie zależało. Im obu na mnie zależało. Poświęcali własne życie, abym tylko ja wyszła cała i zdrowa z tego pożaru.
      Pomału przebijali się przez ściany dymu, co chwilę któryś z nich syknął z bólu, gdyż ogień dotykał ich ramion, głów, nóg. Ja byłam bezpieczna, zakryłam dłonią usta i nos, nie mogłam oddychać, dym zatruwał moje płuca, przez co dusił mnie kaszel.
      Po pewnym czasie, który był dla mnie jak kilka sekund, dotarliśmy do drzwi. Otworzyli je, ale za nimi znajdowała się metalowa ściana. Był to system antywłamaniowy. Foxy puścił mnie i barkiem próbował wyważyć metalowe drzwi. Krzyczałam, że to nic nie da, ale on był nieugięty, jak w transie. Jego jedynym celem było uratowanie mnie. Marionetka mu pomagał, ale na nic im się to zdało.
      Wreszcie Foxy zdenerwował się. Wbił swój hak w metal i zaczął rozdzierać go. Leciały iskry, jego piękny hak zaczął się prostować. Słyszałam jak w jego ciele pękają jakieś śrubki czy tam trybiki. Gdy skończył, stracił czucie w ręce, na której znajdował się hak. Butem wyważył ścianę, która przez hak Foxy’ego ledwo się trzymała.
      Poczułam przypływ świeżego powietrza, zrobiło mi się tak dobrze. Foxy wyniósł mnie na dwór, posadził na chodniku oddalonym spory kawałek od budynku. Gdzieś daleko słyszałam wycie syreny strażackiej i policji. Z budynku ledwo wydobywał się dym, gdyż system wszystko szczelnie zamykał. Teraz tylko przez drzwi wylatywały wielkie kłęby czarnego dymu.
      Na zewnątrz byłam tylko ja i Foxy. Marionetka gdzieś zniknął, ale wewnątrz budynek zaczął się zawalać. Z oddali słyszałam krzyki reszty animatroników.
      - Andrea - wyszeptał do mnie Foxy i dopiero wtedy spojrzałam mu w oczu, klękał przy mnie i delikatnie pieścił dłonią mój policzek. - Kocham cię - pocałował mnie w usta. Nie był to pocałunek w jego stylu czy jakiś natarczywy czy przepełniony erotyzmem, ale delikatny, bardzo czuły.
      Czerwona lampka zapaliła się w moim mózgu. On coś kombinował. Znowu.
      Oderwał się od moich ust, wstał. Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i najspokojniejszym na świecie krokiem wrócił do pizzeri. Dopiero po chwili zaczęłam za nim krzyczeć, ale nie słuchał mnie. Moje słowa przelatywały koło jego uszu, jakby założył na nie klapki.
      Dźwignęłam się, mimo tego, że dusił mnie kaszel i pobiegłam w stronę budynku. W stronę ognia, w którym zniknął.
      Zrobiłam zaledwie trzy kroki, a wszystko wybuchło. Wybuch zwalił mnie z nóg, obok mnie lądowały kawałki metalu, szkło, drewno. Kilka drasnęło moją skórę, ale nie wyrządziło większych szkód. Leżałam na chodniku i płakałam. Wiedziałam, że to koniec, że już nigdy go nie zobaczę. Jedynie, co mi po nim zostało, to ciepły ślad na ustach.


      Jutro… nie wiem, czy będzie kolejny dzień…

Rozdział poprzedni: Rozdział 13: Nocny maraton cz. 3
Rozdział następny: Rozdział 15: Nocny stróż

2 komentarze:

  1. Widze że ktoś tu idzie zgodnie z fabułą .....ale np. po tym wybuchu te głowy animatroników mogły tak spadygnąć obok Andrei .......wszystko supi ale niestety ......domyślałem sie co bedzie......SPOILERKA!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie, mój drogi, życie. A głowa to ty sam jesteś xD.

      Usuń