sobota, 24 września 2016

Rozdział 24: Nocny bunt

      Zobaczyłam ciemność, a potem otworzyłam szeroko oczy. Od razu usłyszałam kroki po prawej, dlatego nie zastanawiając się dłużej, wzięłam latarkę z półki i podeszłam do drzwi. Poczekałam, usłyszałam oddech, zamknęłam drzwi. Czy to wszystko miało teraz tak wyglądać? Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej!
      Najwidoczniej będę musiała teraz czekać na każdy koniec nocy, aby dowiedzieć się więcej i pomyśleć, jak wybrnąć z tej całej sytuacji. Usiadłam na skraju łóżka. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość! Czułam w sobie napływającą złość, zniecierpliwienie i co za tym idzie - siłę.
      Usłyszałam za sobą te wkurzające śmiechy. Odwróciłam się i poświeciłam na łóżko latarką.
      - Zamknijcie mordy, skurwysyny - warknęłam.
      Zniknęły. Teraz pozostało pytanie - co dalej? Rozejrzałam się wkoło. Nie chciało mi się już siedzieć w tych czterech ścianach i nasłuchiwać, czy ktoś się do mnie nie zakrada. Zmarszczyłam brwi. Koło mojego łóżka stała kroplówka. Z jakiej beki, ona się niby tam wzięła? Podeszłam do niej i zaczęłam ją obmacywać. Była prawdziwa.
      To była najprawdziwsza kroplówka! Czyli wychodzi na to, że jestem tak naprawdę w szpitalu, w śpiączce. I może to jest moja walka o życie? Jeżeli dam się im złapać, to nie zginę tylko tutaj, ale też tam. Więc muszę znaleźć sposób, aby się stąd wydostać, innego wyjścia nie ma.
      Chociaż z drugiej strony nie jestem pewna. Przecież nie wiedziałam nic o przeszłości animatroników, a tutaj śni mi się Springtrap i wszystko opowiada. To jest bez sensu, nic nie układa się w spójną całość. Podrapałam się po głowie. I wtedy przypomniałam sobie, że przecież po koniec ostatniej nocy byłam nastolatką. Spojrzałam po sobie dokładniej. No tak, wielkość cycków wskazuje na to, że miałam jakieś czternaście lat. Po prostu cudownie.

      - Ja już, kurwa, nie wiem, co tu się dzieje, do cholery - warknęłam w swoją stronę.
      Ta… chyba okres buntowniczości się we mnie odezwał, bo wszystko nagle zaczynało mnie wkurzać, byłam zła i miałam ochotę im wszystkim skopać tyłki. Jeszcze do pięknego kompletu brakuje mi dostać okresu i ze złości oraz rozpaczy ich wszystkich pozabijać. Tak, kiedy mam okres, to jestem nie do okiełznania. Taka moja natura, od zawsze tak miałam.
      Kroki po lewej stawały się coraz wyraźniejsze. Zanim zdążyłam tam dojść, drzwi otworzyły się na oścież - ktoś jej popchał. Zza ściany udało mi się zauważyć tylko ruch małej rączki, która kazał mi iść za sobą. I teraz bardzo życiowe pytanie: iść, czy nie?
      Oczywiście, że tak! Przecież wiem, że idę na własną zgubę, ale co mnie tam, jestem tak rozjuszona, że niczego się nie boję, dlatego śmiałym krokiem poszłam za Plushtrapem. Spodziewałam się, że zajdziemy właśnie tam. On siedział na krześle, ja przed krzyżykiem. Chciał się bawić. Jak tak, to nie ma problemu. Do zabaw zawsze byłam chętna. A najchętniej to pobawiłabym się z nim w krwawą wersję policjantów i złodziei gdzie ja byłabym policjantem. Ta opcja bardzo przypadła mi do gustu, ale ostatecznie się powstrzymałam.
      Zamknęłam oczy. Długo ich nie otwierałam. W myślach liczyłam do dwudziestu, dopiero wtedy uchyliłam powieki. Nie ruszył się. No to dawałam dalej. Niemal natychmiast usłyszałam skrzypienie krzesła, a potem tupot małych nóżek. I zaraz kolejny razi i kolejny. Był blisko, ale uparcie trzymałam oczy zamknięte. Chociaż serce waliło mi jak szalone, czułam nawet jak ręce mi się trzęsą, ale nie dawałam za wygraną. Był na krzyżyku, słyszałam jego płytki, szybki oddech. Dalej siedziałam jak kamień. Ja miałam plan. Wprawdzie bardzo spontaniczny, ale zawsze jakiś.
      Usłyszałam go obok siebie, tuż koło mojego ucha. Zachodził mnie od tyłu, a ja dalej siedziałam i nasłuchiwałam. Nawet nie drgnęłam. Udawałam, że wciąż czekam. Ale ja taka głupia nie byłam. Stał za mną.
      Nagle otworzyłam oczy, chwyciłam go jedną ręką za bark i przerzuciłam przez siebie. Był bardzo leciutki, dlatego bez problemu przeleciał nad moją głową i wylądował z hukiem na plecach, prosto na krzyżyku. Moja ręka przesunęła się na jego szyję i skutecznie wbijała w ziemię. Plushtrap wiercił się i drapał moją rękę, ale nie dawałam się tak łatwo. Nachyliłam się nad nim i uśmiechnęłam złowieszczo. Gdybym chciała, to teraz byłam w stanie powyrywać mu nogi z dupy, dosłownie, ale jakoś nie czułam potrzeby. Moja podświadomość mówiła mi, że nastraszenie go w zupełności wystarczy.
      - I co teraz, mały skurwysynie? Jeszcze raz będziesz chciał mi coś zrobić, a możesz pożegnać się z nogami i rękami.
      Puściłam go, a on jak mały robaczek szybko się zwiną i pobiegł za krzesło. Naprawdę się mnie przestraszył. Prychnęłam pod nosem i najnormalniej w świecie wróciłam sobie do pokoju, w ogóle się nie śpieszyłam, nie czułam potrzeby. W domu panowała grobowa cisza. Nie było nikogo. Nie miałam zielonego pojęcia skąd się tam biorą i co robią, kiedy ja śpię, ale póki nic mi nie zrobili, to jakoś mnie to nie interesowało.
      Przymknęłam drzwi w pokoju, poświeciłam na łóżku, gdzie trzy szczeniaczki bawiły się jakąś piłeczką. Natychmiast wskoczyły pod łóżko, wydając przy tym piskliwe dźwięki, jakbym wypalała im oczy. Nie obchodziło mnie to, mogą nawet zdechnąć, byłabym szczęśliwa.
      Położyłam się na łóżku. Mój odpoczynek jednak nie trwał długo, bo po prawej usłyszałam kroki. Podeszłam tam, delikatnie uchyliłam drzwi, policzyłam do pięciu i usłyszałam oddech. Zamknęłam szybko drzwi, a gdy ponownie usłyszałam kroki, otworzyłam je i poświeciłam latarką. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że na ścianach wiszą zdjęcia. To były zdjęcia mojej rodziny. Większość z nich przedstawiała moich rodziców, siostrę i mnie, ale na niektórych było widać także jakieś rodzinne zebrania. Podeszłam do nich bliżej. Cóż, nasi rodzice umarli dość wcześnie, nawet bardzo, ale jakoś razem z Jeniffer dałyśmy sobie radę, szczególnie ona. Na ścianie wisiały jeszcze dwa zdjęcia, na których byłam sama ja i Jeniffer. Ona jak zwykle w kolorowej sukieneczce, uśmiechnięta od ucha do ucha i z burzą miodowych loków. Ja natomiast zawsze byłam trochę posępniejsza, chociaż nie aż tak bardzo.
      Przyjrzałam się swojemu zdjęciu. Miałam na oko siedem lat, w czarnych spodniach i bluzce z krótkim rękawkiem. Uśmiechałam się szeroko, przytulając do siebie… Pirata. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że jak byłam mała, to miałam takiego pluszaka, z którym nigdy się nie rozstawałam. Potem gdzieś go oddałam, bo byłam już starsza i nie potrzebowałam zabawek, ale za Chiny nie przypomnę sobie, co z nim zrobiłam.
      Zaraz, ale pierwszej nocy, gdy się tutaj znalazłam, to także znalazłam Pirata. Gdy uciekałam to go chyba wypuściłam, ale potem go nie znalazłam. Czyżby animatroniki go znalazły i wzięły? Może wiedziały, że była dla mnie niegdyś ważny, więc się dobrały do niego, aby zrobić mi na złość? Mniejsza z tym, to tylko maskotka, w której i tak już nie ma cząstki Foxy’ego, więc jakoś mnie już zbytnio nie obchodził.
      Odwróciłam się i weszłam do pokoju. Byłam przy łóżku, gdy nagle coś przemknęło mi pod nogami. Szczur. Pisnęłam i wskoczyłam na łóżko. Nie cierpię takich gryzoni. Stałam na łóżku i z latarką w ręce szukałam tego szkodnika.
      Pojawił się. Wypełzną spod łóżka i staną na środku pokoju.
      - Wypierdalaj, ty kreaturo jedna! - krzyknęłam i pod wpływem paniki rzuciłam w niego latarką.
      Rzut był nadzwyczaj cel, a raczej ja spudłowałam, a on sam wszedł pod tą latarkę i oberwał dość konkretnie. Zatrzymał się i więcej nie ruszył. Pomału postawiłam jedną nogę na ziemi - nic, zero reakcji. Zaczęłam podchodzić, szybko zorientowałam się, że to nie był szczur, ani mysz. To była jakaś zabawka, a konkretnie babeczka z wyłupiastymi oczami i ostrymi zębami. O kurwa, to babeczka Chicy… A ja ją zniszczyłam. No to mam przejebane.
      Spojrzałam na prawo. W szczelinie udało mi się zauważyć błysk czerwonego reflektorka. Przełknęłam głośno ślinę. Co miałam teraz zrobić? Jeżeli tam podejdę, to będzie za późno, a ona na pewno jest już rozwścieczona.
      Wzięłam się w garść. Już był prawie koniec nocy, dlatego nie mogłam wymięknąć pod sam koniec. O nie! Tak się nie bawimy!
      Wzięłam do ręki zepsutą babeczkę, która już nawet nie drgnęła, po czym podeszłam do drzwi. Otworzyłam je na oścież z impetem, przez co walnęłam Chicę prosto w nos. Odskoczyła do tyłu i spiorunowała mnie swoim groźnym spojrzeniem. Fakt, bałam się jak cholera, ale teraz byłam zbyt dumna, aby to przyznać, a tym bardziej okazać. Podrzuciłam babeczkę do góry, po czym z impetem walnęłam ją butem tak, że poleciała aż na drugi koniec korytarza.
      - Wypierdalać, oboje!
      Chica dokładnie śledziła tor lotu swojej babeczki, a gdy ta tylko dotknęła ziemi, pobiegła do niej jak szalona. Fuknęłam pod nosem i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Dla pewności jeszcze przez chwilę tam stałam i trzymałam klamkę, aby się nie otworzyły i skutecznie obronić się przed Chicą. Na całe szczęście nie usłyszałam ponownie jej kroków. Poszła najprawdopodobniej do kuchni. Mogłam się wyluzować. Raczej będę ją miała z głowy na pewien czas, dlatego podeszłam do latarkę i kilka razu sprawdziłam, czy działa. Byłam w szoku, gdy za pierwszym razem włączyła się bez zarzutów. W końcu tak nią walnęłam, że raczej powinno się coś stać, ale przecież nie będę dramatyzować i narzekać.
      Spojrzałam na szafkę. Zostało dosłownie jeszcze parę minut, dlatego na spokojnie podeszłam do szafu i spojrzałam do środka, czy nie czają się tam jakieś mary nocne. Nic nie było. Jeszcze poświeciłam na łóżko, aby pozbyć się małych szczeniaków.
      Ziewnęłam przeciągle. To był znak, że już naprawdę nie zostało dużo czasu. Zaczynałam czuć zmęczenie. Na koniec jeszcze Bonnie postanowił mnie odwiedzić, więc szybko znalazłam się przy drzwiach i od razu poświeciłam latarką, aby go odgnić zanim zbliży się do drzwi. Podziałało. Zniknął za ścianą, a wtedy rozniósł się ten przyjemny dla ucha dźwięk. Byłam po prostu wniebowzięta.
      Wskoczyłam pod kołdrę i niemal natychmiast zasnęłam.

      Jutro kolejna noc, ale zanim to nadejdzie, muszę spotkać się ze Springtrapem.



Rozdział poprzedni: Rozdział 23: Nocny Springtrap 
Rozdział następny: Rozdział 25: Nocne przebudzenie

4 komentarze:

  1. Kiedy mam okres, to jestem nie do okiełznania.....oojjjjjj loki dobrze o tym wie.....

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy mam okres, to jestem nie do okiełznania.....oojjjjjj loki dobrze o tym wie.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. To jest "Loki", a nie "loki"!!! Nauczy się pisać!
      2. Wim xd. Znaczy, on wie xdd.

      Usuń
    2. Oj tam.....to że z dużej litery to nic....chyba że tobie robią różnice wielkości i według ciebie rozmiar ma znaczenie XD

      Usuń