Pamiętam,
że jak byłam mała, to miała bardzo nietypowy pokój. Był to niewielki pokoik z
łóżkiem przy ścianie. Po lewej i prawej stronie znajdowały się drzwi, a
naprzeciw łóżka białe drzwi prowadzące do szafy. Poza tym koło drzwi
znajdowały się szafki na ubrania i z zabawkami. Przy łóżku były jeszcze dwie
szafeczki nocne i tyle. To był mój pokoi z dzieciństwa.
Przetarłam
oczy. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Ostatnie, co pamiętam, to pożar w domu
strachów. Podniosła się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jestem… w swoim
pokoju z dzieciństwa. To było niemożliwe, przecież już dawno przeprowadzili się
z tego domu.
Zeszłam
z łóżka. Rozejrzała się dokładnie, czy to wszystko nie jest snem lub moim
urojeniem. Nie miałam podstaw, aby nie wierzyć, że to jest urojenie. Wszystko,
czego odtykałam było żywe, było takie samo jak wtedy. Ale… jakby trochę
większe… W ogóle skoro jakieś roboty ożyły, to dlaczego ja nie mogłam jakoś się
przenieść w czasie lub coś.
Podeszłam
do jednych drzwi i je otworzyłam. Nikogo tam nie było, ale równocześnie nic się
nie zmieniło. Czerwone ściany, zdjęcia na ścianie. Podeszłam do drugich drzwi i
je otworzyłam. Tam także nic się nie zmieniło. Została mi jeszcze szafa. Bez
problemu rozsunęłam drzwi. Nic tam nie było prócz kilku kurtek. Na ziemi jednak
zauważyłam Pirata. Uśmiechnęłam się do niego. Podniosłam go z ziemi i
przytuliłam mocno. Wzięłam go ze sobą i wyszłam z pokoju.
Przechadzałam
się po korytarzu. Po lewej stronie zauważyłam kolejny korytarz z dwoma
pokojami. Z tego, co pamiętam, to była tam sypialnia mojej siostry i rodziców,
a zaraz obok nich znajdowała się łazienka i ubikacja. Poszłam dalej. Skręciła i
przede mną była kuchnia z jadalnią, po lewej stronie szło się do salonu i drugiej
łazienki, a także do wyjścia. Nic się nie zmieniło.
Przechodząc
koło korytarza, przeszłam obok wielkiego lustra. Zatrzymałam się przy nim i
przyjrzałam. Byłam… dzieckiem. Wyglądałam dokładnie tak samo jak w wieku
dziewięciu lat. Włosy do ramion, zarumienione policzki, pucułowate policzki.
Pomrugałam kilkakrotnie powiekami, aby upewnić się, że to nie jest jakiś chory
sen. Uszczypnęłam się w rękę, zabolało. Nie miałam wątpliwości, że to wszystko
jest rzeczywistością.
Chciałam
udać się do sypialni rodziców, ale drzwi były zamknięte na klucz, tak samo było
u mojej siostry. Wszystko było takie dziwne.
Wróciłam
do swojego pokoju i zaszyłam się w łóżku, starannie zakrywając się kołdrą. Zamknęłam
oczy, aby iść spać, ale w ogóle nie byłam śpiąca. Chciałam wymusić na sobie
sen. Usłyszałam skrzypnięcie. Delikatnie podniosłam się, aby spojrzeć na
delikatnie uchylone drzwi i jedne, i drugie. Nie zamykały się, gdyż były
zepsute. Kiedyś z siostrą wieszałyśmy się na klamkach i tak się skończyło, że
teraz nie są w stanie się zamknąć, jedynie mogą być lekko uchylone, albo
przytrzymać je.
Zapaliłam
jedną lampkę na szafeczce nocnej, a drugą stojąca po drugiej stronie. Nie
dawały za wiele światła, ale zawsze coś. Wstałam z łóżka. Dźwięk dochodził z
lewej strony. Podeszłam tam i delikatnie uchyliłam drzwi. Nie byłam w stanie
nic zobaczyć, więc nasłuchiwałam. Doliczyłam do pięciu i poczekałam jeszcze ze
dwie sekundy. Szeroko otworzyłam drzwi i wyjrzałam - nic. Wzruszyłam ramionami
i podeszłam do łóżka, gdy usłyszałam tupanie po drugiej stronie. Zrobiłam to
samo, co wcześniej. Poczekałam pięć sekund. Gdy byłam na „trzy”, usłyszałam
czyjś oddech. Bardzo głośny. Przeszły mnie ciarki i jakoś machinalnie zamknęłam
drzwi, mocno przytrzymując klamkę. Po chwili usłyszałam jak odchodzi.
Ktokolwiek to był, przestraszył mnie nie na żarty. Tylko że… Ludzie tak nie
oddychają. To było zbyt głośne i… nagłe. Nie, to nie był człowiek. I chyba
nawet poniekąd domyślam się, kto to taki. Animatronik. Kto inny?!
Podeszłam
do łóżka, ale nawet na nim nie usiadłam, tylko oparłam się. Musiałam być w
pogotowiu, aby w razie czego szybko podbiec do drzwi i je zamknąć. Jakoś nie miałam wątpliwości, że one chcą mi zrobić krzywdę. Zapowiadała
się długa noc.
Chwilę
się naczekałam, zanim kolejny raz przyszedł i mnie odwiedził. Po prawej
stronie. Tym razem nie czekałam, a tylko otworzyłam drzwi. Nikogo przy nich nie
było, ale za to w połowie korytarza zauważyłam odwracającą się Chicę.
Najwyraźniej zrezygnowała i postanowiła gdzieś tam indziej iść, ale zwróciłam
swoją uwagę. Przystanęła i pomału odwróciła głowę w moją stronę. Jej oczy były
czerwone, paliły się jak wie lampki. Co ja gadam?! Miała tylko jedno oko,
drugie było wydłubane, więc patrzyła na mnie tylko jedna, krwista lampka. Włosy
miała potargane, sukienka była cała porozdzierana. Nie wspomnę o skórze.
Widziałam jej endoszkielet. Paznokcie miała bardzo długie i na pewno ostre,
przystosowane do rozszarpywania ciała.
Jednak
najbardziej przestraszyłam się jej szczęki. Wyglądała na złamaną, dlatego cały
czas miała otwartą buzię. W środku znajdowały się trzy rzędy ostrych,
metalowych zębów, jak u rekina. Na jej ramieniu spoczywała… babeczka ze
świeczką. Była fioletowa, patrzyła się na mnie szalonym, znienawidzonym
spojrzeniem i do tego miała bardzo podobne zęby co Chica.
Jej
lampka błysnęła i zaczęła biec w moim kierunku, wydając z siebie niesamowity
hałas. W pierwszej chwili chciałam zatkać uszy, ale jednak powstrzymała się i
szybko chwyciłam za klamkę. Dosłownie zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.
Ręce
mi się trzęsły, ale twardo trzymałam. Nie mogłam pozwolić, aby taka bestia
przedostała się do mojego pokoju. Ja chciałam żyć!
Po
chwili usłyszałam kroki, jak odchodzi. Puściłam klamkę, a drzwi bezszelestnie
same się uchyliły. Wróciłam do swojego miejsca obserwacyjnego, czyli przed
łóżkiem.
Rozglądałam
się na boki, jak jeszcze nigdy. Przecież to było takie podobne do mojej
pierwszej pracy. Tam też były przejścia z lewej i prawej, które trzeba było
zamykać, aby nikt się nie przedostał. Jednak coś czuję, że z tymi robotami nie
dogadam się, wątpię, czy w ogóle znaleźlibyśmy wspólny język. Wolę nawet nie
próbować.
Trzęsłam
się ze strachu. Przecież ja teraz jestem małą dziewczynką, która ma zaledwie dziewięć
lat! Co ja niby mogę im zrobić?! Oni mają teraz po jakieś dwa metry, a ja taka
malutka, co najwyżej mogę się rozpłakać i mieć nadzieję, że albo dzięki wodzie
zepsuję je, albo zlitują się nade mną. Bezsens.
Usłyszałam
za sobą jakieś śmiechy-szczeknięcia. Pomału odwróciłam głowę. Nie ma pojęcia
dlaczego. Może, to dlatego że bałam się albo po prostu nie chciałam robić
żadnych gwałtownych ruchów. Na środku łóżka siedział mały animatronik. Pierwszy
raz widziałam dziecko-animatronik. Nie licząc BallonBoy'aTo był taki szok, że na początku nie
wiedziałam, co zrobić. Pomału przykucnęłam, aby schować się za łóżkiem. Jakoś
nie zwracał na mnie uwagi, więc może po prostu mnie nie widzi. Przykucnęłam,
ale poczułam obok dłoni coś chłodnego. Latarka. No tak, oczywiście.
Włączyłam
ją i w tym momencie zgasły lampy przy łóżku. Gorzej już być nie może.
Wyskoczyłam
zza łóżka i poświeciłam na animatronika. Wprawdzie chciałam mu się bardziej
przyjrzeć, ale gdy tylko na niego poświeciłam, zaczął się trząść, jakby miał
padaczkę, a zaraz potem zniknął.
Dopiero
teraz spostrzegłam, że na szafeczce nocnej znajduje się elektroniczny zegar.
Bardzo ciekawe. Właśnie wybiła godzina szósta. Poczułam się taka śpiąca, że po
prostu nie mogłam wytrzymać. Wgramoliłam się na łóżko, weszłam pod kołdrę i
najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
Zaczęłam
się w tym wszystkim gubić, więc nie wiem, czy będzie kolejny dzień, czy kolejna
noc.
Nie
mam pojęcia.
Rozdział poprzedni: Rozdział 19: Powtórka nocy
Rozdział następny: Rozdział 21: Nocne odwiedziny
Kiedyś z siostrą wieszałyśmy się na klamkach ........biedne dzieci.....XD
OdpowiedzUsuńHahaha, bywa xD.
UsuńKurde! Też się już pogubiłam! Nie szczególnie wiem co tu kombinujesz, ale mam już pewne teorie. Ciekawa też jestem jak zareaguje na resztę animatroników... Zastanawiam się też czy pojawi się tu (jak to ja go nazywam) Spring-Karzełek XDDD
OdpowiedzUsuńNo nic... Pozostaje mi tylko czekać na nexta.