Byłam
gotowa na pierwszy dzień pracy! A raczej pierwszą noc… Nieważne. Liczyło się
to, że byłam podekscytowana jak jeszcze nigdy. Będę robić coś, co lubię i jestem
z tego niezwykle zadowolona. Mogłam się ubrać jak chcę, co bardzo mi się
podobało, ale wolałam chociaż trochę przypominać ochroniarza, więc ubrałam
bojówki w moro - które nieźle podkreślały mój tyłek - czarną, obcisłą bluzkę z
krótkim rękawkiem i takie wojskowe trzewiki. Zawiązałam włosy w zwykłego kucyka
i wyszłam z domu. Dwa razy sprawdziłam, czy mieszkanie zamknięte i ciemną ulicą
ruszyłam w stronę restauracji. Drzwi były otwarte i wszędzie świeciły się
światła.
Z
sali zabaw dobiegały dziwne dźwięki. Ruszyłam w tamtą stronę cicho, prawie się
skradając. Nagle zabrzmiała melodia pozytywki. Stanęłam w miejscu jak wryta.
-
Cholera! Sorry, to nie chcący! - krzyknął jakiś mężczyzna.
Przełknęłam
ślinę i weszłam do pomieszczenia. Cztery pary oczu spojrzały na mnie z
zaciekawieniem i podejrzliwością.
-
Dobry wieczór.
-
Eh… kolejna matka, która czegoś zapomniała? Przykro mi, ale niczego nie
znaleźliśmy - powiedziała kobieta z blond włosami.
-
Co? Nie! Ja jestem nowym stróżem nocnym.
Spojrzeli
po sobie, po czym uśmiechnęli się sympatycznie. Dziwni ludzie.
-
Więc witaj ekipie. My jesteśmy tutaj sprzątaczkami - odrzekł jeden z mężczyzn,
opierając się do miotłę.
-
Mów za siebie! Ja jestem konserwatorem! - oburzył się inny mężczyzna.
-
Dobra, chłopcy, nie kłóćcie się. Ważne, że tutaj pracujemy do jedenastej i
sprzątamy po tych całych imprezach. Właśnie skończyliśmy, więc nie
przeszkadzamy i idziemy - sprostowała zniecierpliwiona kobieta. Jak zwykle
wszystko w rękach pań. Dobrze, że jeszcze one są na tym świecie.
-
Pa! - pomachał mi chłopak z brązowymi włosami i wszyscy wyszli.
Starannie
zamknęłam za nimi wyjście dla personelu, a także główne. W budynku zrobiło się
dziwnie cicho i faktycznie panowała jakaś taka straszna, niczym z horrorów,
atmosfera.
Poszłam
odpalić generator, który zasilał moje stanowisko pracy. Gdy poruszałam się
pomiędzy stolikami, coś skrzypnęła za mną. Odwróciłam się gwałtownie, lecz
niczego tam nie było. Trzy kukły dalej stały w swoich ostatnich pozach, z
głupimi uśmiechami na twarzach. Trochę przypominały klaunów, w dzień milusie,
słodziusie i zabawiają dzieci, a w nocy to przez nich można się posikać ze
strachu.
Poszłam
jeszcze do kuchni, zrobiłam sobie kawy do mojego ogromnego kubka i wróciłam do
strażnicy. Usadowiłam się wygodnie na obrotowym fotelu i zaczęłam bawić się
kamerami. Wszystko było w najlepszym porządku, więc wyłączyłam ekran, aby
generator mi nie siadł. W pomieszczeniu była mała żaróweczka, która nieznacznie
oświetlała pomieszczenie i brała tyle prądu, co nic. Pobawiłam się zielonymi i
czerwonymi guzikami, aby sprawdzić, jak to działa. Okazuje się, że zamykanie
drzwi jest strasznie hałaśliwe. Aż skrzywiłam się, gdy echo rozbrzmiało po
całym lokalu.
A
tak w ogóle to po co są te drzwi? Przecież, gdy ktoś się tutaj włamie, to mam
go złapać, a nie chować się jak struś z głową w piasku. Dziwne.
Podrapałam
się w głowę i dalej zaczęłam oglądać kamery, opuszczając Piracką Zatoczkę, gdyż
uznałam to za niepotrzebne tracenie baterii. No bo przecież żeby prześlizgnąć
się do Zatoczki, najpierw trzeba ominąć kamerę korytarzy, a potem tej sali
zabaw, więc to zbyteczne patrzenie na Zatoczkę.
Za
trzecim razem zauważyłam ruch w sali zabaw, więc wszystko wyłączyłam, zabrałam
latarkę, poprawiłam spodnie i wyszłam na patrol. Ruch był przy scenie, ale za
animatronikami nikogo nie było. Przyjrzałam się jeszcze raz dokładniej tym
kukłom. Wszystko było w najlepszy porządku, ale postanowiłam przypomnieć sobie
ich imiona, tak dla zabawy.
-
Dobra, więc jeszcze raz. Ty jesteś… Chica. Ty… Em… B-b-b-b… Batman, hahaha! -
zaśmiałam się sama do siebie. - Okej, okej. B-b-b Bony? Nie. Bonnie! Tak, Bonnie.
A ty to… Frazbear, nie to nazwa lokalu. Ale na pewno coś na F… Hm, nie chcę
zastanowię - podrapałam się po brodzie.
-
Freddy.
- O,
dzięki! Tak, Freddy - uśmiechnęłam się wesoło i pstryknęłam palcami. Odwróciłam
się w stronę mojego pokoiku, gdy przeszedł mnie dreszcz.
-
Zaraz, co? - zatrzymałam się i odwróciłam w stronę sceny. Zaczęłam uważnie
przeglądać latarką całą salę, ale nikogo nie widziałam. - Kto tu jest? Pokaż
się! Bo jak nie, to zrobię co z dupy jesień średniowiecza!
-
Nie uważacie, że ona jest słodka? - spytał jakiś kobiecy głos, bardzo blisko
mnie, ale ja niczego nie widziałam i to mnie przerażało.
-
Urocza - dopowiedział męski głos.
Oświetliłam
latarką scenę, ale wszystko było jak należy. Dokładnie obejrzałam ją kawałek po
kawałku, gdy spostrzegłam, że jednak kolejność mi nie pasowała. Przecież byli
ułożeni od prawej strony Chica, Bonnie i Freddy, a teraz jest Chica, Freddy i
Bonnie.
-
Kolego, ty tutaj nie stałeś - powiedziałam do nieżywej lalki. Czy jakiekolwiek
powiedziałam, że jestem w stu procentach normalna? Nie. Uśmiechnęłam się
rozbawiona z własnej dziecinności, że gadam do lalek.
Jednakże
ku mojemu przerażeniu, Freddy odwrócił głowę i spojrzał na Bonnie’ego. Podszedł
do niego, walnął w ramię, aby się przesunął i stanęli tak, jak powinni stać.
Zbladłam,
całkowicie zbladłam. Po prostu czułam jak krew odpływa z mojej twarzy. Ręce
zaczęły mi się trząść, przez co cień na ścianie drgał złowieszczo. Pisnęłam,
szybko się odwróciłam i pobiegłam w kierunku mojego pokoju. Zamknęłam za sobą
wszystkie drzwi, usiadłam i musiałam się uspokoić. Wypiłam potężny łyk kawy,
zadzwonił telefon stacjonarny.
-
Halo? Cześć, tutaj Purple, no wiesz, twój kierownik. Dzwonię, aby ci
przypomnieć, żebyś oszczędzała energię, gdyż generator jest bardzo stary szybko
się rozładowuje. Gdy to nastąpi, będziesz musiała całkowicie po ciemku iść
włączyć drugi, a to jest trudne i niebezpieczne. Łatwo w coś wpaść i w ogóle.
-
Mam latarkę. Tą, którą mi dałeś.
-
Latarkę? A, tą latarkę! Zupełnie zapomniałem ci powiedzieć, że jest trochę
popsuta i strasznie żre baterię, dlatego używaj jej tylko w razie konieczności i
to naprawdę oszczędnie. I nie zapominaj co jakiś czas sprawdzać kamer, to
bardzo ważne. To tyle, ja muszę lecieć, powodzenia!
-
Dobranoc - szepnęłam i jak oszalała rzuciłam się na przyciski, aby otworzyć
drzwi. Spojrzałam na wskaźnik energii, zostało mi trochę ponad połowę, a jest
dopiero pierwsza.
Gratulacje,
idiotko!
Włączyłam
ekran, standardowo ominęłam Piracką Zatoczkę. Na pierwszy ogień poszła scena. Nikogo tam nie było. Żadnej z trzech
kukiełek. Zaczęłam skomleć i jęczeć cicho. Nie mogły tak sobie wyparować, więc
teraz będę musiała szukać ich po całym lokalu.
Na
szczęście byli w tej samej sali. Freddy i Bonnie rozmawiali, a Chica właśnie
poszła do kuchni. Spojrzałam jeszcze na kuchnię i ujrzałam jak
dziewczyno-kaczka odgrzewa pizzę. Super. Wyłączyłam kamerę i tak siedziałam.
Nasłuchiwałam, czy ktoś nie idzie, ale na szczęście odbyło się bez żadnych
przygód. Dopóki nie usłyszałam jak ktoś śpiewa. Rozejrzałam się i byłam pewna,
że to z sali, a potem słowa - a raczej krzyk - jakiegoś mężczyzny. Bardzo
ludzkiego mężczyzny.
-
Zamknij się! - aż podskoczyłam na krześle. Nigdy nie sądziłam, że ktoś może tak
krzyczeć.
Odpowiedział
mu tylko śmiech. Szaleńczy śmiech rozbawienia. Wzdrygnęłam się, upiłam łyk
lodowatej kawy. Godzina piąta. Jeszcze tylko jedna godzina i dwadzieścia trzy
procent generatora.
Wzięłam
jeden wdech i drugi. Czy tak miała wyglądać moja praca przez następny miesiąc?
Boże, na co ja się zgodziłam?! I nie mogę się wycofać, co za debilizm. Przecież
ja tu na zawał padnę. Nikt mi nie powiedział, że mam pilnować czterech kukiełek,
aby niczego nie zniszczyły, miałam pilnować lokalu przed włamaniem!
Po
mojej prawej stronie usłyszałam dźwięk pozytywki. Zamarłam w bezruchy, jak
zamieniona w kamień przez bazyliszka. Trzęsącą ręką włączyłam światło. Freddy z
tym swoim gejowskim spojrzeniem patrzył wprost na mnie i uśmiechał się, jakby
miał zaraz zaśpiewać „Ding Dong Song”. Szybko włączyłam czerwony guzik. Drzwi
zatrzasnęły się z wielkim hukiem, a pozytywka automatycznie przestała grać.
Przełknęłam głośno ślinę i przez okienko patrzyła, czy sobie nie poszedł. Ale
ten cholernik specjalnie tam stał i czekał, aż generator mi siądzie! Godzina za
piętnaście szósta i zostało mi dziesięć procent.
Poszedł
sobie, gdy zostało mi ich zaledwie dwa. Wolałam nawet już nie przeglądać kamer,
bo to by mnie zgubiło. Bujałam się na fotelu w przód i tył, wpatrzona w
zegarek. Za dziesięć.
Za
siedem.
Za
sześć.
Wkoło
mnie panowała przerażająca cisza. W każdej chwili ktoś mógł do mnie przyjść, co
przerażało mnie najbardziej. Tą głuchą ciszę przerywało jedynie tykanie
zegarka, na którym skupiłam całą swoją uwagę. Zupełnie nie przejęłam się tym,
że dziwna ciemność zaczęła mnie opatulać coraz bardziej.
- Bu
- ktoś szepnął mi do ucha, a ja podskoczyłam na krześle i krzyknęłam głośno.
Jeszcze
nigdy nikt mnie tak nie przestraszył. Jakoś automatycznie zaświeciłam światło
przy prawych drzwiach, przez co zrobiło się jaśniej w biurze. Ujrzałam… pirata.
Naprawdę przystojnego pirata, który uśmiechał się do mnie triumfalnie. A potem
wszystko zgasło. Padł generator i tylko ta malutka żaróweczka jeszcze się
świeciła i jakoś tak oświetlała to pomieszczenie. Foxy nie był zbytnio wyraźny,
lecz widziałam jego zarys, oczy, które świeciły się dziwnym, niezdrowym
blaskiem i uśmiech złożony z białych kłów. Zaczął się śmiać jak prawdziwie
rozbawiony… facet. Szczena mi opadła, bo to było naprawdę dziwne.
-
Spokojnie, jeszcze dzisiaj nie musisz się mnie bać. Przyszedłem się tylko
przywitać - zaczął podchodzić do mnie niebezpiecznie blisko, a ja cofałam się.
Jakoś nigdy nie lubiłam bliskości mężczyzn, a w szczególności tak przystojnych.
- Wiesz, czuję się troszkę zazdrosny. W ogóle do mnie nie zaglądasz, omijasz
moją Zatoczkę na kamerach, co bardzo mi się nie podoba. Do Freddy’ego,
Bonnie’ego i Chici poszłaś i nawet zamieniłaś z nimi słówko, a nie chcesz
spojrzeć na mój dom - przejechał mi lodowatym hakiem po policzku, przez co
przeszedł mnie dreszcz.
Wybiła
szósta, po całym lokalu rozniosła się wesolutka melodyjka i rozbrzmiały jakieś
wesołe, dziecięce śmiechy. Foxy westchnął zrezygnowany i odsunął się ode mnie.
Zatrzymał się w progu drzwi i spojrzał na mnie z zawadiackim uśmiechem.
- Do
zobaczenia w nocy, moja zdobyczy. A i wiedz, że spodobałaś mi się, więc na
pewno nie dam ci spokojnie żyć - już odetchnęłam z ulgą, bo odwrócił się, gdy
nagle ponownie na mnie spojrzał. Co za niezdecydowany lis! - Och… zapomniałbym.
W tych spodniach i koszulce wyglądasz bardzo seksownie, więc nie obrażę się,
jak przyjdziesz później w tym samym. Do zobaczenia!
Westchnęłam
i czym prędzej zabrałam swoje rzeczy, aby jak najszybciej opuścić to przeklęte
miejsce.
W
domu wzięłam naprawdę długą, gorącą kąpiel. To, co przeżyłam, było po prostu
okropne. I pomyśleć, że muszę tam wrócić i tak codziennie, przez kolejne
trzydzieści dni.
Eh…
Jutro jest kolejny dzień…
Rozdział następny: Rozdział 3: Koszmarna noc
Rozdział poprzedni: Rozdział 1: Przywitanie
Rozdział następny: Rozdział 3: Koszmarna noc
Rozdział poprzedni: Rozdział 1: Przywitanie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń