środa, 27 kwietnia 2016

Rozdział 7: Zazdrosna noc

     Jakoś nie mogłam zasnąć. Obudziłam się o jedenastej. Wcześniej zadzwoniłam do szefa, że rezygnuję. Westchnął i coś zaczął marudzić, że przecież nie znajdzie zastępstwa na tą noc, ale już mnie to nie obchodziło. Zdziwiło mnie, że nie odwoływał się na umowę, nie protestował.
     Przeciągnęłam się na łóżku, po czym usiadłam. Rozejrzałam się po całej sypialni. Chwyciłam Pirata i zapatrzyłam się w jego oczy.
Zdziwiło mnie, że nie odwoływał się na umowę, nie protestował.
     - Wiesz, chyba będzie mi brakować tej pracy. Wbrew pozorom nawet polubiłam tą fuchę.
     Coś w jego oczach zaświeciło się. Jakoś nie przejęłam się tym, tylko uśmiechnęłam delikatnie. Spojrzałam na niego. Zmarszczyłam brwi. W kącie stało coś pomarańczowego. Sięgnęłam pamięcią, co takiego ja tam położyłam. No tak, moja gitara elektryczna. Kiedyś tam grałam, ale mi się znudziło i przestałam. Teraz tam stoi i tylko się kurzy.
     Lampka w głowie zaświeciła mi się. Poderwałam się na równe nogi. Czym prędzej otworzyłam szafę, ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy, po czym sięgnęłam po telefon. Zadzwoniłam do pana Purple, że jednak przyjdę do pracy. Ucieszył się, chyba jak nigdy. Niemalże słyszałam to szczęście w jego głosie. Chwyciłam gitarę, starannie ją wyczyściłam. Włożyłam Pirata za pasek i pobiegłam do pracy.

     Poczekałam aż „konserwatorzy” opuszczą lokal. Zrobiłam sobie kawę, wzięłam trochę pizzy, bo nic nie jadłam i poszłam do biura. Nie zapomniałam oczywiście włączyć generatora.
     Już po chwili siedziałam na fotelu. Nerwowo stukałam palcem w blat biurka. Co chwilę patrzyłam na kamerę. Nikt się nie ruszał.
     - Oo… Jakaś nowość. To aż cud, że wróciłaś - usłyszałam Foxy’ego. - Po tej akcji z Bonnie’m to aż jestem pod wrażeniem. Jesteś sadystką czy masochistką?
     - Co?! - oburzyłam się na jego pytanie. Normalny jest?! - O Boże, co ci się stało?
     Podbiegłam do niego i spojrzałam na oko. Było podbite. Co mu się mogło stać?
     - A myślisz, że kto pomógł ci się oswobodzić od Bonnie’ego w łazience? Musiałem zaatakować Chicę, aby ten zwrócił na nią uwagę, a nie na ciebie. Oberwało mi się za to.
     - Naprawdę mi przykro i dziękuję ci. Gdyby nie ty, to pewnie już by było po mnie. Ale mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.
     Foxy w spokoju wysłuchał, co miałam mu do powiedzenia i zgodził się. Zaprowadził mnie na koniec korytarza, po czym poszedł do Bonnie’ego. Ten spojrzał w moją stronę, przymrużył oczy. Podszedł. Foxy stanął pomiędzy nami na wszelki wypadek. Oto właśnie go poprosiłam. Wzięłam głęboki wdech.
     - Słuchaj, Bonnie. Bardzo cię przepraszam za tamtą gitarę. Mam dla ciebie prezent, proszę - podałam mu moją starą gitarę. Mam nadzieję, że to wystarczy.
     Fioletowy spojrzał ze zdziwieniem na mój prezent. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Patrzył z szeroko otwartymi oczami to na mnie, to na gitarę, to na Foxy’ego. Wreszcie uśmiechnął się do mnie i przyjął pomarańczową gitarę.
     - Jesteś spoko. A i sorry, że chciałem cię zabić, ale nieźle się wkurzyłem. Kocham grać na gitarze.
     Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Bonnie dokładnie obejrzał nowy instrument, po czym zrobił coś, czego w ogóle się nie spodziewałam - objął mnie. Kątem oka zauważyłam, że Foxy’emu zrzedła mina. Chciałabym się zaśmiać, ale nie miałam jak. Gdy mnie puścił, odwróciłam się i wróciłam do strażnicy. Lisiasty poszedł za mną.
     - To nie fair, mnie jeszcze nigdy nie przytuliłaś - powiedział, opierając się o ścianę.
     - Bo jesteś za bardzo natrętny - odpowiedziałam bezmyślnie, co - o dziwo - było zgodne z prawdą.
     - Czyli ogólnie to byś mnie przytuliła? - zapytał zadowolony.
     - Jasne, że tak! Od razu tak mocno, żeby cię udusić! - uśmiechnęłam się słodko, a jemu zrzedła mina.
     - Bardzo śmieszne, Andrea.
     - Ale powiem ci, że nie spodziewałam się, że Bonnie jest taki… ludzki.
     Lis zaśmiał się.
     - Każdy z nas jest ludzki. Po prostu mamy mechaniczne ciało, ale tak naprawdę żyjemy, czujemy, mówimy. W końcu kiedyś byliśmy ludźmi - dodał szeptem i wyszedł.
     - Zaraz, co? Foxy, czekaj! - ale nie posłuchał. Poszedł sobie.
               
     Siedziałam i zajadałam pizzę. Standardowo co jaki czas przeglądałam kamery. Uśmiechałam się, gdy widziałam Bonnie’ego brzdąkającego na gitarze. Spodobała mu się, to widać. Teraz tak sobie myślę, to widzę, że Foxy’ego jakoś faworyzuję. Normalnie z nim rozmawiam, wpuszczam go, chyba nawet mu zaufałam. Ale jakoś reszty się boję, nie dopuszczam ich do siebie. Chyba będę musiała się jakoś przemóc do nich i może nawet zagadać.
     - Ty podstępna zdziro! - dosłownie podskoczyłam na fotelu, resztka ciasta z pizzy spadła mi na podłogę. Spojrzałam na bok i ujrzałam rozwścieczoną Chicę. - Jak mogłaś zabrać mi Bonnie’ego!
     - C… co? O czym ty mówisz? - Boże, co ja robię?! Gadam z dziewczyną przypominającą kurczaka!
     - Po prostu przyznaj się, że spodobał ci się i chcesz go uwieść! Przyznaj to!
     - Kobieto, uspokój się. Ja ci nikogo nie chcę zabrać!
     - Ach tak? A ta gitara to pewnie tylko koleżeński prezencik! Nic nie robi, tylko cały czas gra na tej nowej gitarze! Nawet na mnie nie spojrzał, wiesz jak się poczułam? - mówiła przez łzy.
     Tak! To jest mój moment, gdzie będę mogła jakoś wmieszać się w życie tych robotów!
     - Hej, uspokój się. Przecież nic się takiego nie stało - podeszłam do niej i chciałam pogłaskać po głowie.
     - Nie dotykaj mnie! - krzyknęła ze złością w oczach. Jej głos stał się bardziej… mechaniczny. Nie należał już do człowieka.
     Cofnęłam się. Nie chciałam jej jeszcze bardziej wkurzać, w szczególności, że wiem, iż kobiety są bardzo nieprzewidywalne i w stanie zrobić wszystko, gdy są złe. Sama wiem to z własnego doświadczenia. Chociażby kiedyś byłam tak zła na chłopaka, że złamałam mu rękę. Potem musiałam przez dwie godziny siedzieć na dywaniku u dyrektora. Paskudna przygoda... i strasznie nudna.
     - Zabiję cię za to! Słyszysz?! Zabiję cię!
     Tak, to chyba najlepszy moment do ucieczki. Pazury Chicy prawie mnie dosięgły, ale w ostatnim momencie udało mi się uskoczyć na bok. Nawet nie spojrzałam za siebie. W głowie miałam mętlik. Mój mózg nie wyrabiał już kolejnej ucieczki przed jakimś rozwścieczonym animatronikiem. Pewnie dalej będę musiała liczyć na Foxy’ego. Nie ma szans, że dożyję do końca sama. Przede mną jeszcze ponad pięć godzin. Jak niby w takiej małej restauracji mam uciec przed rozzłoszczonym kurczakiem, który coś sobie ubzdurał? To jest nie możliwe bez pomocy osoby z zewnątrz. Za chwile taki sobie zrobię długo u lisa, że nigdy się nie wypłacę.
     Wpadłam do sali bankietowej, Bonnie spojrzał na mnie zdziwiony, a gdy zobaczył biegnącą na mnie Chicę, która przyjaźnie wcale nie wyglądała, wstał ze sceny i wyszedł na środek. Schowałam się za jego plecami, jakoś nie miała skrupułów. Czułam, że nic mi nie zrobi, szczególnie, że przedtem mnie przytulił. Złapał dziewczyną w ramiona. Ta szamotała się jak ryba na lądzie. Postanowiłam nie zwlekać, przebiegłam około Pirackiej Zatoczki. Na pewno zdążę dobiec do mojego pokoju, zamknąć się tam, może na wszelki wypadek nawet zabarykadować. A potem pomyślę, co dalej.
     Byłam blisko, już widziałam światło wydobywające się z okna, a gdy je minęłam, stanęłam jak wryta. Drzwi były zamknięte. Przez okno zauważyłam, że te pod drugiej stronie także, na fotelu siedział zmieszany Freddy. Ja pierdziele! Zmówili się! Teraz wszystko w rękach Bonnie’ego.
     Jednak jakoś nie czułam się za pewnie, więc ukryłam się w kącie. Przykucnęłam tam za stertą kartonów i czekałam na dalszy rozwój akcji.
     Czas mi się dłużył niemiłosiernie. Wszystkie mięśnie zdążyły mi zesztywnieć, miałam już dość bezczynnego siedzenia. W dodatku zaczynałam być śpiąca. Jednakowoż nie chciałam zasnąć. Kto wie, czy przypadkiem jak się obudzę, nie będę już martwa?
     Pomału wstałam, rozejrzałam się niepewnie. Na szczęście nikogo nie było. Na palcach ruszyłam korytarzem. Coś zaświeciło się po mojej lewej stronie. Odwróciłam pomału głowę, a żółte oczy nawet w ciemności były nienawistne. Skoczyła na mnie, a ja nawet nie zdążyłam krzyknąć, pisnąć… zrobić czegokolwiek. Uderzyłam głową w ścianę, od razu mnie zamroczyło. Jej pazury rozcięły mi ubranie na brzuchu, ale na szczęście nie dosięgły skóry. Widziałam, jak ponownie unosi swoją dłoń, lecz wtedy przede mną pojawił się Foxy. Stanął przed Chicą. Ta kazała mu się odsunąć, lecz nie posłuchał jej.
     Podszedł do niej na spokojnie i wziął na bok. Przez chwilę o czymś rozmawiali. Nie mam zielonego pojęcia, jaki był temat ich rozmowy, ale Foxy musiał dać jakiś porządny argument, bo Chica podeszła do mnie i pomogła mi wstać.
     W ogóle nie wiedziałam, co się dzieje. W jednej chwili uciekam przed dziewczynką w żółtej sukience, a w drugiej uśmiecha się do mnie życzliwie. Co to ma być, do cholery?!
     - Przepraszam cię za tamto… Chyba sama rozumiesz, byłam zazdrosna i w ogóle - mówiła ze zwieszoną głową, a ja wykrzywiłam twarz z wielkim pytaniem „Co?”. Foxy zaśmiał się, otoczył mnie ramieniem i pogłaskał po głowie. A temu co znowu odwaliło?
     - Nie martw się, Chica, możesz iść, zostanę z nią i wszystko wyjaśnię.
     No, jestem bardzo ciekawa jak, bo jakoś do tej pory jeszcze nic nie zrozumiałam. Co on jej nagadał?! Aż się boję wiedzieć, ale musiałam. To jest jak ludzie w horrorach wiedzą, że coś czai się w ciemnym pokoju, ale wchodzą tam, po prostu muszą.
     - Co jej powiedziałeś? - spytałam słabym głosem. Uśmiechnął się do mnie, co jakoś mnie nie pocieszyło.
     - Kiedyś ci powiem, teraz muszę cię gdzieś zanieść, abyś odpoczęła.
     Nie prosiłam się, ale wziął mnie na ręce. Zaczęłam się szamotać i wrzeszczeć, aby mnie puścił, ale jak grochem o ścianę. Nawet na mnie nie spojrzał. Zaniósł mnie do mojego pokoju pracy, gdzie już nie było Freddy’ego. Posadził mnie na fotelu, przykucną i spojrzał na mnie z nikłym uśmiechem
     - No co? - spytałam. - Mam coś na twarzy?
     Zachichotał pod nosem i sobie poszedł. Czy on ma okres?! Ma swoje humorki jak jakaś panienka. Ja mogę mieć, w końcu jestem kobietą, ale on? Jest mężczyzną i to w dodatku robotem. Bez jaj.

     Wróciłam do domu. Usiadłam na łóżku i przetarłam twarz. W sumie nie było tak źle i myślę, że nawet nieco zbliżyłam się do Bonnie’ego i Chici. Jest jakiś postęp. Mam nadzieję, że coś z tego wyniknie dobrego i nie będę musiała się co noc ukrywać w tym ciasnym pokoju. Nawet normalnie niemożna do łazienki pójść, bo boisz się, że zaraz coś ci ma mordę wyskoczy.

     Jutro jest kolejny dzień…


Rozdział poprzedni: Rozdział 6: Nocne kłopoty
Rozdział następny: Rozdział 8: Niespodzianka poza nocą

1 komentarz:

  1. Jeśli chodzi o pytanie ,,jesteś sadystką czy masochistką `` to z mojego doświadczenia to wszystkie odpowiedzi są trafne.....A OPOWIADANIE JAK ZAWSZE CUDAŚNE 😃😃😃😃😃

    OdpowiedzUsuń