niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 19: Powtórka nocy

      Następnego dnia byłam w tak samo dobrym humorze, co wczoraj. Chciałam to już wszystko zakończyć. Postanowiłam, że to mój ostatni dzień pracy. Jakoś wytrzymam te parę godzin, co innego mam  do roboty, a potem… Nie wiem, co będzie potem. Będę czekała na Foxy’ego. Powiedział, że wróci, a słowo pirata jest święte, przekonałam się o tym wiele razy.
      Moja ostatnia noc zapowiadała się w miarę spokojnie. Cały czas obserwowałam Springtrapa na kamerach i nie robił nic podejrzanego. Szlajał się od jednego pomieszczenia do drugiego, czyścił swoje… wnętrzności, co było naprawdę obrzydliwie i bawił się przy jednym z automatów.
      Marionetka cały czas mi towarzyszył, ale żadne z nas się nie odzywało. Pomiędzy nami panowała przyjacielska cisza. Ale ja jednak nie potrafiłam tego wytrzymać, więc zaczęłam jakoś rozmowę.
      - Wiesz, to co wydarzyło się wczoraj, było…
      - Wczoraj? A co wydarzyło się wczoraj? - Marionetka wyglądał, jakby o niczym nie miał pojęcia. A przecież był tam! Nawet Foxy do niego mówił!
      - Jak to co? Springtrap chciał mnie zabić, a wtedy pojawił się Foxy i…
      - Hej, hej, hej! Czekaj! Jak to pojawił się Foxy? Wiem, że ta włochata kukiełka chciała cię zabić, ale przecież udało ci się mu uciec. Nie było żadnego Foxy’ego! Dobrze się czujesz?
      Zamurowało mnie. Przecież ja go widziałam, naprawdę! A może to był tylko sen? Może ja popadam w paranoję. Może powinnam pójść jednak do tego psychologa. Teraz miałam kompletny mętlik w głowie. Nie wiedziała już, co jest rzeczywistością, a co tylko moim urojeniem. Wszystko było takie skomplikowane.
      Mimo to i tak kończę z tą robotą, złożyłam już wypowiedzenie, więcej nie ma co tego ciągnąć. Tego wszystkiego jest już za dużo. Znajdę normalną pracę, ułożę sobie życie od nowa i wszystko będzie gitez. Nie ma co.
      Spojrzałam na kamery. Springtrap bawił się automatem. Zastanawiało mnie, co takiego knuje. Postanowiłam wyjść do niego, więc wzięłam latarkę i wyszłam. Marionetka przez cały czas śledził mnie wzrokiem, ale nic nie powiedział. Dopiero, gdy go mijałam, położył mi rękę na ramieniu.
      - Na pewno dobrze się czujesz? - spytał zmartwionym głosem.
      - Nie wiem - odpowiedziałam i poszłam.
      Nie miałam ochoty na pogawędki.
      Zaświeciłam latarkę i zaczęłam iść tymi korytarzami. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jeszcze nigdy tędy nie szłam. Na ścianach były obrazy, namalowane przez jakiś malarzy i przedstawiały wygląd pizzeri. Przedstawiana rzeczywistość na obrazach była bardzo podobna do  restauracji, ale jednak różniły się detalami. Gdzieniegdzie był inny odcień farby na ścianach, rysunki były inne, przedmioty były nie w tych miejscach, a niektórych brakowało. Ja pamiętałam wszystko doskonale, bez dwóch zdań. Nigdy nie zapomnę tamtego miejsca. Było specyficzne i czułam się tam jak w domu, gdzie animatroniki byli moją rodziną.
      Odwróciłam się z uśmiechem na twarzy, gdy przed moimi oczami pojawiła się Mangle. Nie miała ciała. Pozostał sam metalowy szkielet, jedynie jej głowa była w lepszym stanie. Nie było jednego oka, a zamiast niego czerwona lampka w czarnym oczodole. Nie mogła utrzymać głowy pionowo, więc przechylona była na bok. Uśmiechała się do mnie. Serce podeszło mi do gardła, nie wiedziałam, co miałam zrobić. Rzeczywistość czy halucynacja? Oto jest pytanie. Zamarłam we bezruchu, przez co jeszcze bardziej się bałam.
      Niespodziewanie Mangle otworzyła szeroko usta, w których widziałam tylko czarną otchłań i rzuciła się na mnie. Poleciałam na ścianę i wypuściłam latarkę z ręki. Ciężko dyszałam, bałam się jak cholera. Halucynacja czy nie, było to tak realne, że niemal czułam jej słodki zapach.
      Trzęsącymi się rękami podniosłam latarkę, która migała. Uderzyłam nią kilka razy w dłoń i zaczęła normalnie świecić. Postanowiłam więcej się nie zatrzymywać.
      Wreszcie znalazłam się w najdalszym korytarzu, gdzie był Springtrap. Podczas mojej nieobecności w pokoju, zdążył już coś zrobić. Czułam to w nerkach. Nie myliłam się. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się diabolicznie. Uruchomił zapalniczkę, którą nie wiem, skąd wziął. Na pewno nie ode mnie, bo ja zapalniczek nie noszę, chyba że komuś wypadła podczas zwiedzania.
      Uniósł ją do góry i włączył system antypożarowy. Zaczęła lać się woda. Po wydarzeniach z pizzeri właściciel postanowił zamontować takie coś, ale ognia nie było i to było najdziwniejsze. Springtrap wciąż patrzył na mnie i uśmiechał się. Nie wiedziałam, co wymyślił, ale bardzo się bałam. Rozejrzała się dookoła. Zwróciłam uwagę na to, że większość rzeczy poprzykrywana jest foliami. Myślałam, że to jakiś remont czy coś, ale okazuje się, że to wszystko zrobił on. Każda folia miała sznurek, który prowadził prosto do jego ręki. Tu było coś nie tak.
      Zmarszczyłam brwi i zauważyłam jak złocistego ogarnęły konwulsje.  Ledwo trzymał się na nogach, ale z zawziętą miną trzymał się twardo. Dopiero gdy woda zaczęła się pomału kończyć, na jego twarzy zagościł jeszcze szerszy uśmiech. Dotknął ręką automatu, z którego gwałtownie zaczęły sypać się iskry. Wybuchnął ogień. Wielki, czerwono-niebieski ogień. Po sznurkach przedostał się do rzeczy przykrytych foliami. Były to łatwo palne meble, pudła, obrazy lub inne rzeczy, które z miejsca zapaliły się ogniem.
      Zaczęłam się cofać. Jeżeli się pośpieszę, to będę miała czas na ucieczkę. Gnałam co tchu. Wchodziłam w zakręt, gdy z niego wyłonił się Marionetka. Oboje upadliśmy, ale to ja szybciej się podniosłam i mimo obolałej nogi pociągnęłam go za sobą.
      - Andrea, co się dzieje? - spytał, niemal krzyczał.
      - Pożar, na tyłach jest pożar! - krzyczałam.
      Byliśmy już blisko wyjścia, ale okazało się, że jest zabarykadowane. Springtrap postarał się oto, abyśmy nie wyszli z tego cało. Próbowaliśmy znaleźć inne wyjście, ale wszystko było zamknięte. Okna zabite deskami i czymś polane. Dotknęłam to palcami.
      - Paliwo. On to knuł już dłuższy czas - odwróciłam się do Marionetki.
      - Znowu to samo. Wiesz, nie po to razem z Foxy’m ratowaliśmy cię rok temu, abyś teraz ponownie umarła z ogniu - warknął na mnie. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie, z czego bardzo się zdziwiłam.
      Marionetka zawsze zdawał mi się być opanowany, szarmancki. A jednak stres i strach potrafi zmienić każdego, nawet roboty. Zacisnęłam mocno usta i podeszłam do niego. Przytuliłam go, ale tak naprawdę nie wiedziałam, dlaczego. Chyba najbardziej ja tego potrzebowałam. Chciałam, aby ktoś mnie pocieszył, ale aktualnie mogłam liczyć tylko na to. Marionetka objął mnie ramionami i mocno do siebie przytulił. Dopiero wybuch pokoju stróża nas rozdzielił. Ja poleciałam w jedną stronę, a on w drugą.
      Upadłam na podłogę z impetem. Ogłuszyło mnie. Zaczynałam odpływać. Przed oczami pojawiły mi się pojedyncze, zielone plamki. Nie słyszałam kompletnie nic prócz ogromnego i natarczywego pisku. Widziałam zamazane ogniste języki, które były coraz bliżej mnie. Pochłaniały Marionetkę, który nawet nie krzyczał. Chyba zemdlał, czy coś w tym stylu, ale raczej nawet nie poczuł bólu.
      Przed całkowitą ciemnością udało mi się zauważyć cienie pięciu postaci, albo po prostu tak ułożył się ogień, że przypominały postacie.
      A potem ciemność…

      Tym razem…
      Na pewno nie będzie kolejnego dnia…

      To już koniec…


Rozdział poprzedni: Rozdział 18: Nocne wspomnienia
Rozdział następny: Rozdział 20: Dziecinna noc

5 komentarzy:

  1. Dobrze że Springtrap nie bawił się czymś innym XD.....szkoda że koniec....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta emotka nie zbyt wiele mi mówi... xD

    OdpowiedzUsuń