Następnego
dnia byłam w tak samo dobrym humorze, co wczoraj. Chciałam to już wszystko
zakończyć. Postanowiłam, że to mój ostatni dzień pracy. Jakoś wytrzymam te parę
godzin, co innego mam do roboty, a
potem… Nie wiem, co będzie potem. Będę czekała na Foxy’ego. Powiedział, że
wróci, a słowo pirata jest święte, przekonałam się o tym wiele razy.
Moja
ostatnia noc zapowiadała się w miarę spokojnie. Cały czas obserwowałam
Springtrapa na kamerach i nie robił nic podejrzanego. Szlajał się od jednego
pomieszczenia do drugiego, czyścił swoje… wnętrzności, co było naprawdę
obrzydliwie i bawił się przy jednym z automatów.
Marionetka
cały czas mi towarzyszył, ale żadne z nas się nie odzywało. Pomiędzy nami
panowała przyjacielska cisza. Ale ja jednak nie potrafiłam tego wytrzymać, więc
zaczęłam jakoś rozmowę.
- Wiesz,
to co wydarzyło się wczoraj, było…
-
Wczoraj? A co wydarzyło się wczoraj? - Marionetka wyglądał, jakby o niczym nie
miał pojęcia. A przecież był tam! Nawet Foxy do niego mówił!
-
Jak to co? Springtrap chciał mnie zabić, a wtedy pojawił się Foxy i…
-
Hej, hej, hej! Czekaj! Jak to pojawił się Foxy? Wiem, że ta włochata kukiełka
chciała cię zabić, ale przecież udało ci się mu uciec. Nie było żadnego
Foxy’ego! Dobrze się czujesz?
Zamurowało
mnie. Przecież ja go widziałam, naprawdę! A może to był tylko sen? Może ja
popadam w paranoję. Może powinnam pójść jednak do tego psychologa. Teraz miałam
kompletny mętlik w głowie. Nie wiedziała już, co jest rzeczywistością, a co
tylko moim urojeniem. Wszystko było takie skomplikowane.
Mimo
to i tak kończę z tą robotą, złożyłam już wypowiedzenie, więcej nie ma co tego
ciągnąć. Tego wszystkiego jest już za dużo. Znajdę normalną pracę, ułożę sobie
życie od nowa i wszystko będzie gitez. Nie ma co.
Spojrzałam
na kamery. Springtrap bawił się automatem. Zastanawiało mnie, co takiego knuje.
Postanowiłam wyjść do niego, więc wzięłam latarkę i wyszłam. Marionetka przez
cały czas śledził mnie wzrokiem, ale nic nie powiedział. Dopiero, gdy go mijałam, położył mi rękę na ramieniu.
- Na
pewno dobrze się czujesz? - spytał zmartwionym głosem.
-
Nie wiem - odpowiedziałam i poszłam.
Nie
miałam ochoty na pogawędki.
Zaświeciłam
latarkę i zaczęłam iść tymi korytarzami. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że
jeszcze nigdy tędy nie szłam. Na ścianach były obrazy, namalowane przez jakiś malarzy
i przedstawiały wygląd pizzeri. Przedstawiana rzeczywistość na obrazach była
bardzo podobna do restauracji, ale
jednak różniły się detalami. Gdzieniegdzie był inny odcień farby na ścianach,
rysunki były inne, przedmioty były nie w tych miejscach, a niektórych
brakowało. Ja pamiętałam wszystko doskonale, bez dwóch zdań. Nigdy nie zapomnę
tamtego miejsca. Było specyficzne i czułam się tam jak w domu, gdzie
animatroniki byli moją rodziną.
Odwróciłam
się z uśmiechem na twarzy, gdy przed moimi oczami pojawiła się Mangle. Nie
miała ciała. Pozostał sam metalowy szkielet, jedynie jej głowa była w lepszym
stanie. Nie było jednego oka, a zamiast niego czerwona lampka w czarnym
oczodole. Nie mogła utrzymać głowy pionowo, więc przechylona była na bok.
Uśmiechała się do mnie. Serce podeszło mi do gardła, nie wiedziałam, co miałam
zrobić. Rzeczywistość czy halucynacja? Oto jest pytanie. Zamarłam we bezruchu,
przez co jeszcze bardziej się bałam.
Niespodziewanie
Mangle otworzyła szeroko usta, w których widziałam tylko czarną otchłań i
rzuciła się na mnie. Poleciałam na ścianę i wypuściłam latarkę z ręki. Ciężko
dyszałam, bałam się jak cholera. Halucynacja czy nie, było to tak realne, że
niemal czułam jej słodki zapach.
Trzęsącymi
się rękami podniosłam latarkę, która migała. Uderzyłam nią kilka razy w dłoń i
zaczęła normalnie świecić. Postanowiłam więcej się nie zatrzymywać.
Wreszcie
znalazłam się w najdalszym korytarzu, gdzie był Springtrap. Podczas mojej
nieobecności w pokoju, zdążył już coś zrobić. Czułam to w nerkach. Nie myliłam
się. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się diabolicznie. Uruchomił zapalniczkę,
którą nie wiem, skąd wziął. Na pewno nie ode mnie, bo ja zapalniczek nie noszę,
chyba że komuś wypadła podczas zwiedzania.
Uniósł
ją do góry i włączył system antypożarowy. Zaczęła lać się woda. Po wydarzeniach
z pizzeri właściciel postanowił zamontować takie coś, ale ognia nie było i to
było najdziwniejsze. Springtrap wciąż patrzył na mnie i uśmiechał się. Nie
wiedziałam, co wymyślił, ale bardzo się bałam. Rozejrzała się dookoła.
Zwróciłam uwagę na to, że większość rzeczy poprzykrywana jest foliami.
Myślałam, że to jakiś remont czy coś, ale okazuje się, że to wszystko zrobił
on. Każda folia miała sznurek, który prowadził prosto do jego ręki. Tu było coś
nie tak.
Zmarszczyłam
brwi i zauważyłam jak złocistego ogarnęły konwulsje. Ledwo trzymał się na nogach, ale z zawziętą
miną trzymał się twardo. Dopiero gdy woda zaczęła się pomału kończyć, na jego
twarzy zagościł jeszcze szerszy uśmiech. Dotknął ręką automatu, z którego
gwałtownie zaczęły sypać się iskry. Wybuchnął ogień. Wielki, czerwono-niebieski
ogień. Po sznurkach przedostał się do rzeczy przykrytych foliami. Były to łatwo
palne meble, pudła, obrazy lub inne rzeczy, które z miejsca zapaliły się
ogniem.
Zaczęłam
się cofać. Jeżeli się pośpieszę, to będę miała czas na ucieczkę. Gnałam co
tchu. Wchodziłam w zakręt, gdy z niego wyłonił się Marionetka. Oboje upadliśmy,
ale to ja szybciej się podniosłam i mimo obolałej nogi pociągnęłam go za sobą.
-
Andrea, co się dzieje? - spytał, niemal krzyczał.
-
Pożar, na tyłach jest pożar! - krzyczałam.
Byliśmy
już blisko wyjścia, ale okazało się, że jest zabarykadowane. Springtrap
postarał się oto, abyśmy nie wyszli z tego cało. Próbowaliśmy znaleźć inne
wyjście, ale wszystko było zamknięte. Okna zabite deskami i czymś polane.
Dotknęłam to palcami.
-
Paliwo. On to knuł już dłuższy czas - odwróciłam się do Marionetki.
-
Znowu to samo. Wiesz, nie po to razem z Foxy’m ratowaliśmy cię rok temu, abyś
teraz ponownie umarła z ogniu - warknął na mnie. Pierwszy raz widziałam go w
takim stanie, z czego bardzo się zdziwiłam.
Marionetka
zawsze zdawał mi się być opanowany, szarmancki. A jednak stres i strach potrafi
zmienić każdego, nawet roboty. Zacisnęłam mocno usta i podeszłam do niego.
Przytuliłam go, ale tak naprawdę nie wiedziałam, dlaczego. Chyba najbardziej ja
tego potrzebowałam. Chciałam, aby ktoś mnie pocieszył, ale aktualnie mogłam
liczyć tylko na to. Marionetka objął mnie ramionami i mocno do siebie
przytulił. Dopiero wybuch pokoju stróża nas rozdzielił. Ja poleciałam w jedną
stronę, a on w drugą.
Upadłam
na podłogę z impetem. Ogłuszyło mnie. Zaczynałam odpływać. Przed oczami
pojawiły mi się pojedyncze, zielone plamki. Nie słyszałam kompletnie nic prócz
ogromnego i natarczywego pisku. Widziałam zamazane ogniste języki, które były
coraz bliżej mnie. Pochłaniały Marionetkę, który nawet nie krzyczał. Chyba
zemdlał, czy coś w tym stylu, ale raczej nawet nie poczuł bólu.
Przed
całkowitą ciemnością udało mi się zauważyć cienie pięciu postaci, albo po
prostu tak ułożył się ogień, że przypominały postacie.
A
potem ciemność…
Tym
razem…
Na
pewno nie będzie kolejnego dnia…
To
już koniec…
Rozdział poprzedni: Rozdział 18: Nocne wspomnienia
Rozdział następny: Rozdział 20: Dziecinna noc
Dobrze że Springtrap nie bawił się czymś innym XD.....szkoda że koniec....
OdpowiedzUsuńNiestety, to już jest bad end....
UsuńHym... Bad Ending? Będzie chociaż Good Endind, czy to już koniec tego opka?
Usuń:D
UsuńTa emotka nie zbyt wiele mi mówi... xD
OdpowiedzUsuń