Przetarłam
oczy. Przez chwilę nie mogłam zwlec się z łóżka, ale niestety musiałam.
Rozejrzałam się, czy coś przypadkiem się nie zmieniło. Zmieniło. Zniknęła
kroplówka, a na stoliku pojawiły się kwiaty. Pewnie te pajace mi to robią,
kiedy śpię. Jeżeli myślą, że to mnie przestraszy, to grubą się mylą. Nie tak
łatwo wyprowadzić mnie z równowagi, szczególnie teraz, kiedy jestem już
nastolatką. Dziwne, ale nie wnikam.
Na
stoliku leżała latarka (jak zwykle). Wzięłam ją i sprawdziłam, czy działa.
Działała, ale chwile później zaczęła mrugać. Udałam się w poszukiwaniu baterii.
Przeszukałam niemal wszystkie szuflady, jakie znajdowały się w pokoju, ale
nigdzie nic nie znalazłam. Zajrzałam jeszcze pod łóżko. I tu taka
niespodzianka! Leżały tam sobie, jak gdyby nigdy nic. Sięgnęłam po nie, ale nawet
nie zdążyłam ich dotknąć, bo jeden z tych zakichanych szczeniaków uchlał mnie w
rękę i to tak porządnie. Krew zaczęła spływać po mojej dłoni i kropić na
wykładzinę, ale miałam to gdzieś. Ich problem.
Hm…
A jeżeli krew ich przyciąga? Ostatnio Springtrap, kiedy jeszcze pracowałam w
domu strachów, mówił coś, że chce mojej krwi. Więc jak jest z nimi? Wzruszyłam
ramionami. I tak już nic nie zrobię. Sięgnęłam jeszcze raz po baterie, ale tym
razem wysunęłam przed siebie latarkę, przez co szczeniak rzucił się na latarkę
i to ją ugryzł. Wtedy ja bez problemu go podniosłam i zaczęłam uderzyć nim to w
podłogę, to w górę łóżka. Wyglądało to komicznie, ale jakoś w tej sytuacji nie
było mi do śmiechu. Oni mogli w każdej chwili tutaj przyjść, a ja nie miałam
żadnej broni.
Wreszcie
puścił tą latarkę, a wtedy ja popchałam baterie i już spokojnie mogłam po nie
sięgnąć. Wymieniłam, a zużyte rzuciłam pod łóżko. Skoro tak bardzo chcieli
swoje baterie, to niech mają, przecież im nie bronię.